Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

Nosił szykownie powabny mundur huzarski, a odrazu poznać było troskliwość i dobieranie zgrabnych butów i obcisłych rękawiczek.
Miły w obejściu, mając przytem dobrze zaopatrzoną kieszeń, humor wesoły, porucznik Gérard był wielce poważany przez zwierzchników, lubiany przez kolegów i uwielbiany przez żołnierzy. A teraz, po krótkiem w ogólnych rzutach naszkicowaniu jednej z głównych osobistości w naszej historyi, opowiedzmy pokrótce okropną przygodę afrykańską, która ze względu na następstwa, posłużyć ma nam poniekąd za prolog.
Oddział huzarów nasłuchał się, że wokół gościńca, którym podążać miał, wałęsają się gromady niepodległych Arabów, nawykłych do rozboju i mordów, włóczących się, jak zgłodniałe szakale, dokoła posterunków przednich straży i luźnych szwadronów francuzkich.
Podli, jak w ogóle wszyscy tego rodzaju łotrzy, bez względu do jakiej narodowości należą, rabusie ci nie byli wcale groźni w dzień biały.
Dopóki świeciło słońce, napadać nie śmieli; dla wypraw swych czekali pomocy od ciemności, wiedząc, że sen może im wydać ofiary z łatwością, bez walki.
Oddział huzarów, dowodzony przez Sebastyana Gérarda, zbyt już oddalił się od Oranu, ażeby mógł co wieczór, stawać w jakiem miasteczku.
Prace oficerów sztabowych miały się przeciągnąć kilka dni, a może nawet kilka tygodni, trzeba więc było wyszukać miejsca dla założenia małego obozu, gdzie, na wypadek napaści nocnej, obrona byłaby możliwą.