Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

nie należy, nad sercem, które od pierwszego dnia, pobiegło ku pani. Nie śmiej się pani ze mnie, nie wypędzaj, gdy powiem ci, że cię kocham.
Mówiąc to co powyżej, Sebastyan, jakby popchnięty nieprzepartą siłą, ukląkł przed Bertą.
Fizycznie i moralnie zdawało się pannie de Franoy, że się przed nią migocą miriady iskier świetnego fajerwerku... Od pierwszych słów młodego oficera rozdarła się zasłona z przed jej oczu, — zobaczyła swe serce. Zrozumiała że jest kochaną, uczuła że kocha.
Powiedzieliśmy już, że Berta była egzaltowaną.
Położenie istotnie romantyczne, w jakiem się tak raptownie znalazła, wywarło na nią niewysłowiony urok.
Przygoda nocna, niespodziewane spotkanie, wyznanie miłosne, noc pod konarami drzew, wszystko to jej się wydało czarownem.
Czytane przez nią romanse nie przedstawiły jej nigdy nic bardziej „zajmującego“.
Z prostego jeszcze przed kilku minutami dziewczęcia, czuła się teraz podniesioną do godności „heroiny“, przy całem swojem uroku położenie obecne tem nie mniej sprawiło jej wielki kłopot, bo przecie trzeba było coś odpowiedzieć, a odpowiedzieć, nie tak łatwo, gdy się ma lat szesnaście i widzi się u nóg swoich kapitana huzarów, którego pokryjomu rysowało się mnóstwo portrecików, coraz bardziej podobniejszych.
Ochłonąwszy trochę z pierwszego pomieszania, poradziła się wspomnień.
Co w takich razach czyniły młode dziewice, bochaterki w romansach.