Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

awanturze... Ludzie rozbają zaraz więcej, niż było. {{Korekta|Blanca|Blanka} myślałaby, że już nic ze mnie. Uspokój ją więc, dodaj, że pragnąłbym jaknajprędzej się z nią zobaczyć...
Berta skwapliwie spełniła życzenie jenerała i służący pojechał zaraz konno do Saint-Juan.
Około dziesiątej przybył doktór, a prawie jednocześnie z nim i Sebastyan.
Zobaczywszy, że przypiętą ma u munduru różę zwiędłą, dziewczę stało się czerwone jak granat, to znów naprzemian bladło jak trup. Musiała dla ukrycia pomieszania i wzruszenia wyjść na chwilę z pokoju.
Wzruszonym zdawał się być i Sebastyan, lecz wzruszenie jego mogło być złożone: na karb zaniepokojenia się o stan jenerała.
P.de Fronay z uśmiechem wyciągnął ręce ku gościom,
— Witajcie, moi dwaj wybawcy — rzekł — widzicie, że, dzięki wam, jeszcze żyję... Śmierć, która nie chciała mnie zabrać z pola tylu bitw, i teraz musnęła mnie tylko swem skrzydłem... Pytanie tylko, czy dużo mi jeszcze daruje czasu... Jakże mnie znajdujesz, doktorze?
— Ależ jakbyś na nowo się urodził, jenerale...
— Tylko czy na długo? — spytał p. de Franoy, uśmiechając się sceptycznie.
— E! i na długo, jeżeli tylko będziesz pan rozsądny...
— Będę i to tak, jak pan chcesz... Chcę żyć jeszcze dla Berty... Wiesz, że w niebie można znaleźć aniołów, ale ponieważ mi Pan Bóg zesłał jedne-