Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

Gdyby doktór, który mi krew puścił, przyjechał pięć minut później, już byłoby zapóźno... Berta pozostałaby sierotą... bogatą, to prawda, ale samą na świecie i bez opiekuna, w szesnastym roku życia!..
— Jakto! a mnie stryj za nic ma? — żywo zawołała baronowa — na mnie to stryj nie liczy? O! to okrutnie!
— Ależ, moje drogie dziecko, liczę na ciebie, liczę — odparł jenerał ujmując znowu rękę Blanki. — Wiem, że jesteś tak dobra, jak tylko można zamarzyć. Wiem, że kochasz Bertę, jak siostrę... Ale sama jesteś tylko kobietą i sama masz aż nazbyt kłopotów, myśląc o sobie,
— Cóż więc należy przedsięwziąć... jakie lekarstwo znaleźć na niepokój stryja?
— Jest tylko jeden środek: trzeba Bertę wydać zamąż.
— Ja stryjowi proponowałam przed kilku dniami jednego kandydata na męża... Ale wtenczas stryj odrzucił moją propozycyę, jako wprost nie możebną.
— To prawda, ale teraz położenie już się zmieniło... przed kilku dniami byłem jeszcze zaślepiony... czułem się silnym, jak w trzydziestym roku życia i sądziłem, że mogę liczyć, jeżeli nie na długą jeszcze przyszłość (spodziewać się jej mym wieku byłoby szaleństwem), to przynajmniej jeszcze na kilka lat życia... Dlatego proszę cię, napisz co prędzej do margrabiego de Flammaroche.
Pani de Vergy, która, jak wiemy, gorąco pragnęła tego małżeństwa, niemogła się powstrzymać od okazania zadowolnienia.