Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

— A! mój drogi stryju — rzekła żywo — dziś jeszcze napiszę...
— A kiedy Berta — mówił dalej hrabia — będzie już mogła oprzeć się na silnem ramieniu uczciwego człowieka, będę spokojny... Bóg mnie zabierze, kiedy zechce...
— Nie zabierze cię jeszcze długo dla szczęścia nas wszystkich — odrzekła baronowa i po chwili milczenia szepnęła z widocznem zakłopotaniem:
— Pozwolisz mi, jenerale, zadać sobie jedno pytanie.
— I owszem!...
— I nie będziesz miał za złe, że się wtrącam!
— Nie wielka byłaby w tem moja zasługa... Ty nigdy nie dajesz powodu do strofowania.
— Czy stryj nie lęka się zbytecznego spoufalenia się Berty z panem Sebastyanem Gérardem?
— Jakto rozumiesz?...
Baronowa spuściła oczy.
— U młodych ludzi miłość powstaje tak prędko — szepnęła.
Głośnym i szczerym śmiechem wybuchnął jenerał.
— Oto się nie bój, moja droga — rzekł. W tem przesadzasz zbytnią ostrożnością... Żadnej obawy niema pod tym względem. Najprzód ta poufałość, która ci się wydaje niebezpieczną, wcale nie istnieje... Berta i Sebastyan nigdy nie są sami...
— A przecie zdaje mi się, że w tej chwili nawet, w ogrodzie...
— To po raz pierwszy — przerwał p. de Franoy, i słyszałaś, że Berta iść wcale nie chciała... Ha! ha!