— Nic! wyszeptał zniechęcony, nie dowiem się niczego nigdy!
Daniel Savanne ze skupieniem słuchał, gdy Henryk czytał głośno. Dwa punkty go uderzyły. Na słowa, wyrzeczone przez bratanka: „Nie dowiem się niczego nigdy“! Odpowiedział pocichu: A może ja się dowiem! I biorąc z rąk młodzieńca list, zamknął go w szufladce biurka.
— Pani Verniere oczekuje nas, mój drogi, wyrzekł następnie sędzia, nie dajmy jej czekać.
Alina i Henryk podążyli za nim do salonu, gdzie żona Roberta znajdowała się z Matyldą.
Rozmowa była krótka.
Daniel i bratanek jego nie ukończyli jeszcze przejrzenia papierów kapitana Savanne. Wrócili się do gabinetu, i przekonali się wkrótce, że to, co im pozostawało do obejrzenia, było względnie małego znaczenia.
— Ojciec pozostawił ci ładny majątek, rzekł sędzia śledczy, gdy ukończyli tę pracę. Sądzę, że uczynisz dobrze, nie podnosząc go z rąk naszego przyjaciela Robineta, który oddawna ma powierzone interesa twego ojca i moje. Czyś gotów usłuchać tej rady?
— Bezwarunkowo, drogi stryju.
— Zjemy więc śniadanie i idziemy do niego.
Obaj mężczyźni przeszli do pokoju jadalnego, gdzie podane już było śniadanie.
Pan Robinet, notarjusz, przy ulicy Richelieugo, nie wiedział o śmierci swego klienta, Gabrjela Savanne.