mnie odwiedził w ostatnich dniach grudnia.
Daniel zmarszczył brwi, słysząc pana Robineta, mówiącego o wizycie kapitana Savanne w ostatnich dniach grudnia, ale nie podniósł tego szczegółu, postanawiając go jednak później wyświetlić.
— Jaką cyfrę przedstawia obecnie spadek mego brata? zapytał.
— Powiem panu, gdy zajrzę do księgi kasowej.
Kazał sobie przynieść książkę, zawierającą rachunki Gabrjela Savanne, znalazł odpowiednie miejsce, i podsunął cyfry przed oczy Daniela i jego bratanka.
— Widzicie, panowie, rzekł, milion sto tysięcy franków, do czego trzeba dodać jeszcze procent za trzy miesiące.
Urzędnik przebiegł wzrokiem szeregi cyfr. Uderzyła go jedna data.
— Trzydziestego grudnia, przeczytał głośno. Gabrjel był u pana trzydziestego grudnia roku zeszłego.
— Tak.
— I pan mu dałeś trzysta tysięcy franków?
— Pokwitowanie znajduje się w mojej kasie.
— Ależ, zawołał Henryk, ojciec nie był w Paryżu 30. grudnia, skoro tego dnia stanął dopiero w Tulonie. W niedzielę zrana, wprost z kolei, przyszedł do mego stryja, w tem musi być pomyłka co do daty.
— Nie ma żadnej pomyłki co do daty, kochany panie Savanne, odparł rejent, i to tylko pańska pamięć nie dopisuje. Kapitan Savanne znajdował się w Paryżu 30. grudnia niezawodnie, bo jeszcze był u mnie po raz pierwszy 28. tegoż miesiąca, i po zapoznaniu się ze
Strona:X de Montépin Marta.djvu/145
Ta strona została skorygowana.