— A! rzekła, ściskając ręce Matyldzie, jak ja cię rozumiem i słuszność przyznaję. Ciotka moja pani Verniere jest bezwątpienia bardzo dobrą dla nas i bardzo przywiązaną, a jednak zdaje mi się, że oddycham tu mniej swobodnie, niźli tam. A przytem“...
— A przytem co moja droga? spytała Matylda.
— Henryk, jak i za lat dawnych, zamieszkałby z nami w willi parkowej i widywałabym go przynajmniej codzień. Tu zaledwie zajrzy, a gdy przychodzi, zamieniamy z sobą zaledwie słów kilka. Tam rozmawialibyśmy długo, przechadzając się po cienistych alejach nad brzegami Marny, które wolę sto razy niż brzegi Sekwany.
— Czy tylko dla tych powodów pragniesz opuścić to miejsce? spytała Matylda bacznie wpatrując się w swą przyjaciółkę.
Na to pytanie Alina zarumieniła się i nie odpowiedziała.
— Mów do mnie szczerze. Wiesz, że jestem twoją przyjaciółką szczerą i przywiązaną Wiesz, że znam tajemnicę twego serca... Nie wahaj się więc wyjawić, że szczęśliwą będziesz, oddalając się ztąd, bo obok przywiązania pani Verniere, które jest dla ciebie drogiem, inne jeszcze uczucie sprawia ci utrapienie.
— O! prawda, wyszeptała Alina.
— To uczucie jest Filipa de Nayle.
— Zrozumiałaś go?
— Oddawna już i to wcale nietrudne do odgadnięcia, bo to bije w oczy. On cię kocha!
— Niestety!
Strona:X de Montépin Marta.djvu/154
Ta strona została skorygowana.