Strona:X de Montépin Marta.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

Potem udał się w kierunku przeciwnym, niż szedł Robert Verniere.
Słowa: „Może ktoś z ulicy Verneuil szpiegować pana“ zmieszały Roberta, ściskał gorączkowo list w palcach i niecierpliwie pragnął jaknajprędzej poznać jego treść, starając się daremnie odgadnąć, kto może być tym tajemniczym nieznajomym. Doszedł na wybrzeże, gdzie znajdowała się stacja dorożek. Wsiadł do jednej z nich i kazał się wieść wybrzeżem w kierunku kościoła N. Marji Panny. Teraz zapuścił w dorożce firanki i rzucił oczyma na papier, który mu palił palce. Zawierał on tylko te wyrazy, pisane ołówkiem:
„Wsiądź pan do pierwszego pociągu, który odchodzić będzie niebawem. Następnie wysiądź pan w Joinville-le-Pont. Idź pan na most, tam pośrodku mostu znajdziesz pan schody, prowadzące na brzeg Marny. Zejdź pan temi schodami i zaczekaj na mnie, nie dam na siebie długo czekać.

„O. B“.

Robert wydał okrzyk radości. O. B. Te pierwsze litery znaczyły tyle co podpis O’Briena.
Ten, który, jak sądził, może go podtrzymać i kierować nim, więc go zobaczy, w chwili gdy najmniej na to liczył. Opuścił szybę dorożki i zawołał na woźnicę:
— Na dworzec Vincennes, szybko! Dostaniesz na piwo!
Woźnica zaciął konia i dorożka potoczyła się prędko.

XI.

W chwili, gdy dorożka wioząca Roberta Verniere, miała wjechać na podwórze dworca kolejowego, mu-