— Czy Weronika zechce się poddać operacji.
— Jeżeli tylko zaręczysz pan jej, że nie ryzykuje życia.
— Przygotowanie do operacji potrwa dość długo.
— Cóż to szkodzi?
— Potrzeba będzie, ażeby ze trzy tygodnie przepędziła w szpitalu, a jestem pewny, że nawet dla odzyskania wzroku, nie zgodziłaby się rozstać na tak długo z Martą, swoją wnuczką.
— Dziecko zabierzemy z sobą, odrzekła pani Verniere.
— Ona się nie zgodzi.
— Więc co robić? wtrąciła Alina.
— Zdaje mi się, że istnieje bardzo prosty sposób dla usunięcia trudności, zauważył Robert.
— Jakiż to sposób? zapytał Henryk.
— Za zezwoleniem pańskiego stryja, który chętnie się na to zgodzi, mógłby pan poddać tu nawet panią Sollier leczeniu przygotowawczemu.
— Tutaj?
— Tak. W ten sposób znajdowałaby się ona bezustannie pod pańskiem okiem, a miałaby przy sobie oprócz wnuczki, trzy dozorczynie, któreby ją pielęgnowały biegle i troskliwie.
— Jeżeli to może w płynąć skutecznie na zezwolenie Weroniki, zgadzam się z całego serca, rzekł Daniel Sawannę.
— Zrobić operację w tej willi? wyszeptał młodzieniec. Ależ gdzie moglibyśmy pomieścić niewidomą i jej wnuczkę? Potrzeba mi byłoby cienia, bardzo dużo cienia, okien jak najmniej słonecznych i okiennic, mogą-
Strona:X de Montépin Marta.djvu/224
Ta strona została skorygowana.