wsze ślepą! nie mam się czego obawiać.
Ująwszy znów za pióro, nakreślił na kopercie taki adres: „Pan Chesnaye, ulica Aubulier N. 24. Paryż.“ Do tej koperty włożył ćwiartkę papieru i zapieczętował.
Adres był zmyślony i koperta zawierała papier niezapisany. Wszystko miało pozostać niedoręczonem przez pocztę.
Z listem w ręce powrócił na taras, gdzie się jeszcze znajdowali wszyscy goście willi.
— Raz jeszcze dziękuję panu sędziemu, rzekł. Poproszę ogrodnika, by list oddał na pocztę.
— Po co odrywać ogrodnika od roboty, przerwał Filip. Ja pójdę się przejść na stację.
— Idź, jeżeli ci się podoba, odrzekł Robert, dla mnie najgłówniejsza, ażeby ten list odszedł.
— A i wy, moje dzieci, mogłybyście towarzyszyć panu de Nayle, dla nabrania trochę ruchu, rzekł Daniel Savanne do Aliny i Matyldy.
— I owszem, rzekła żywo Matylda, będzie nam, przyjemnie towarzyszyć panu Filipowi.
Po chwili wszyscy troje znajdowali się już za willą, na drodze do stacji.
Szli zwolna. Filip nie mówił ani słowa. Alina czuła się zakłopotaną, zmieszaną. Matylda tylko sama ponosiła cały ciężar rozmowy, mówiąc o byle czem, aby tylko nie dać zapanować milczeniu. A gawędząc tak, myślała:
— Gdybym mogła dać mu do zrozumienia, że Alina jest narzeczouą mojego kuzyna.
Strona:X de Montépin Marta.djvu/236
Ta strona została skorygowana.