Sposób na to znalazła wreszcie.
Alina wyjęła z kieszeni chustkę do nosa, a jednocześnie wypadła jej z kieszeni mała ćwiartka papieru, zadrukowana. Była to „przepowiednia szczęścia“ jedna z tych, które Marta sprzedawała po wsiach, a którą przed kilku dniami ofiarowała Alinie.
Filip schylił się, ażeby podnieść papier, i oddał go dziewczęciu, ale przeczytał tytuł: „Przepowiednia szczęścia“.
— Czyż pani wierzy w takie rzeczy? zapytał z uśmiechem.
Alina nic nie odpowiedziała na zapytanie Filipa.
— Jakżeby nie wierzyła, rzekła żywo Matylda, przecież ten papierek właśnie mówi prawdę.
— Prawdę? powtórzył Filip, ciągle uśmiechnięty, jaką prawdę?
— Alino, daj tę przepowiednię panu de Nayle, przeczyta ją niezawodnie z przyjemnością.
Alina podała papier Filipowi.
Młodzieniec wziął papier ręką niepewną i począł czytać półgłosem:
„Przepowiednia szczęści“. Chcesz poznać swój los? Chcę cię zadowolić. Zaczynam od powiedzenia ci prawdy, że jesteś piękną i dobrą, kochaną jesteś i kochasz. Osoba, którą ci los przeznacza, powołaną jest do zajęcia wysokiego stanowiska w świecie. Tak samo jak ty, on jest dobry. Jest z niego pracownik niestrudzony i z czasem stanie się dobroczyńcą ludzkości. Zanim posiądziesz tego, którego kochasz i który już jest twoim narzeczonym, doświadczysz różnych przykrości. Twoja rodzina sprzeciwiać się będzie. Zechcą cię nakłonić do
Strona:X de Montépin Marta.djvu/237
Ta strona została skorygowana.