Spojrzał jeszcze na pieczątkę pocztową. Nosiła ona rok 1893 z początku grudnia.
— Data wcześniejsza od naszego przybycia do Paryża, wyszeptał Filip. Nowe zawikłanie.
Poszedł do gabinetu Roberta, położył tom w bibljotece na poprzedniem miejscu, potem wyszedł z domu i pojechał do Paryża. Tu wstąpił do jednej z główniejszych księgarni i kupił obszerne dziełko o kryptografji czyli o umiejętności odcyfrowywania tajemnych pism. Zjadł śniadanie w restauracji na bulwarze, następnie wrócił do Neuilly, zamknął kupioną książkę do szafki i udał się do Saint-Ouen, powtarzając do siebie:
— Tak, muszę wiedzieć, co w sobie zawiera ten list cyfrowany, i będę wiedział.
∗
∗ ∗ |
O’Brien nie zasypiał sprawy. Nie zaniechał wcale projektu porwania małej Marty i czynił ku temu odpowiednie przygotowania. Amerykanin był człowiekiem pomysłowym.
Wpadł na taką myśl: Uśpić dziewczynkę i przez silną suggestję zmusić ją do pójścia za nim. Było to możebnem, a nawet łatwem, gdyż Marta, jak miał tego dowód, była wrażliwa na hypnotyzm do najwyższego stopnia. Lecz jak ją uśpić, skoro niewidoma znajdowała się przy niej ciągle?
Przekonany będąc, że sposobność nastręczy się lada chwila, nie tracił cierpliwości i śledził nieustannie Weronikę Sollier i dziewczynkę podczas ich wędrówek, będąc rozmaicie przebrany, zmieniając twarz i ubiór do niepoznania. Często zatrzymywał się przy malutkiej ka-