Marta, pod wpływem suggestji, nie widziała nic, ani nie słyszała. Magnetyzer, wziąwszy dziecko na plecy, uśpione snem hypnotycznym, poniósł je ku swemu mieszkaniu.
W chwili, gdy biedna Marta prowadziła nieświadomie babkę swą na śmierć, zajaśniało światło w jednem z okien willi Savanne. Henryk, po powrocie z Paryża, wszedł do swego pokoju.
W niespełna dziesięć minut O’Brien, dźwigając lekki ciężar, przybył do swego mieszkania. Otworzył drzwi od ogrodu, potem od pawilonu, złożył dziecko na łóżku, przygotowanem jeszcze w przeddzień w pokoju w suterynie, zapalił świecę i przystąpił do łóżka. Na widok dziewczynki nieruchomej podobnej raczej do martwej niż żyjącej, uczuł przez chwilę przestrach.
Czyżby suggestja zabiła tę wątłą istotę? Ale się uspokoił. Po śnie magnetycznym nastąpił sen naturalny, zgodnie z rozkazem magnetyzera.
O’Brien zamknął suterynę na klucz i sam udał się na spoczynek.
∗
∗ ∗ |
Przeraźliwy krzyk, wydany przez panią Sollier, kiedy przelatywała z mostu do rzeki, która miała ją pochłonąć, krzyk ten, złowróżbnie rozlegający się wśród nocy, słyszany był przez cztery osoby, które w łódce płynęły ku Joinville. Ten krzyk złowrogi prawie nad ich głowami przeszył ich dreszczem.
— Ktoś rzucił się z mostu, odezwał się jeden ze