Strona:X de Montépin Marta.djvu/278

Ta strona została skorygowana.

Bratobójca znajdował się w swym gabinecie, gdy lokaj wraz z gazetami przyniósł mu powyższą depeszę. Zrozumiał podpis i twarz mu się wypogodziła.
Nareszcie, wyszeptał, skończone. Co się tam dziać musi w willi Savanne. Czy aby tylko to nie blaga. Daniel Savanne z bratankiem ma tu przybyć na cały dzień. Przyjdą, jeżeli się nic nie stało.
Nie dokończył zdania. Lokaj wszedł, przynosząc mu inną depeszę:
„Sprawa bardzo ważna zatrzymuje nas w Parku. Nie czekaj pan na nas.

Daniel Savanne.“

— Teraz niema już wątpliwości, pomyślał bratobójca, sprawa bardzo ważna to zniknięcie Weroniki i jej wnuczki. Wszystko idzie dobrze. O’Brien jest uczciwym łotrem, który robi, co powinien.
Rzucił depeszę Daniela na biurko, telegram od magnetyzera wsunął do kieszeni i zabrał się do rozpieczętowania przyniesionych z poczty listów.
Jeden z nich zwrócił jego uwagę. Z Portsmouth donoszono, że machina, przysłana z fabryki w Saint-Ouen, nie działała dobrze. Ponieważ chodziło tu o kwestję podwójną: pieniędzy dość znacznych, a nadewszystko o kwestję miłości własnej co do wynalezionej machiny, Robert postanowił nazajutrz pojechać do Anglii.


∗             ∗

Uprzedziwszy żonę o wyjeździe do Anglii na dwa dni, Robert udał się na schadzkę z O’Brienem.
Amerykanin już od dwudziestu minut czekał nań w restauracji i dał znak wchodzącemu, któryby go nie był