jak największą nieostrożność, gdyby powrócił do Francji, dla podniesienia w Paryżu z domu bankierskiego Rotszylda sumy, przekazanej mu czekiem, podpisanym przez Roberta Verniere. Musiał poprzestać na dwustu pięćdziesięciu tysiącach franków, otrzymanych w restauracji. Było to niewiele, wobec jego nadzieji, zwłaszcza, że stracił pokaźną sumkę, schowaną w walizie, którą agenci policyjni zabrali w willi Kasztanów.
— Ledwie kilka tysięcy franków zyskałem, mała mi się wymknęła, wyszeptał z wściekłością. Miejmy nadzieję, że się doczekam odwetu.
I marząc o tym odwecie, udał się do Włoch, ażeby się połączyć z panną Ewą Mariani.
∗ ∗
∗ |
Była sobota zrana. Od paru dni przygotowywano się w willi Neuilly do przyjęcia gości.
Ponieważ jadalny pokój nie był dość obszerny, dla pomieszczenia spodziewanych gości, pani Verniere kazała postawić szeroki namiot na rozległej murawie wśród wielkich drzew i kwater kwiatowych. Obok mniejszy namiot przeznaczony był dla orkiestry cygańskiej. Wieczorem światło elektryczne oświetlić miało stół zastawiony kryształami, srebrem i kwiatami. Wielki salon willi przemieniony został w salę kwiatową, a sala jadalna służyć miała do palenia cygar.
Godzina dziewiąta wybiła, a Robert jeszcze nie przyjechał. Pani Verniere zaczynała się dziwić i niepokoić i zwierzyła się ż tem synowi.
Filip z twarzą uśmiechniętą, pomimo nawału bolesnych myśli, uspokoił ją, upewniając, że ojczym w ra-