do bramy willi. Wtem ocknął się, usłyszawszy przy sobie czyjś głos.
— Panie Savanne, mówił do niego ogrodnik pani Verniere, szedłem właśnie, ażeby panu oznajmić, że u mnie w izdebce jakiś pan pragnie się z panem sędzią natychmiast widzieć.
— Czy powiedział swe nazwisko?
— Tak, nazywa się Berthout.
Daniel drgnął. Berthout w willi Verniere. Po co tu przyszedł? Co się stało tak nagłego? Udał się niezwłocznie do mieszkania ogrodnika. Na jego widok, policjant wyszedł na próg i odezwał się półgłosem:
— Wyjdźmy ztąd. Opowiem wszystko.
Sędzia śledczy otworzył furtkę przy bramie i wyszedł z policjantem.
— Wracam od następcy Dutaca, antykwarjusza. W jednym ze starych regestrów, zapomnianych przez Dutaca, znalazłem nazwisko osoby, która kupiła brelok pozostawiony w ręku Weroniki Sollier przez mordercę pana Ryszarda Verniere.
— Jakże się ta osoba nazywa?
— Hrabia Henryk de Nayle.
— Mylisz się, wyrzekł Daniel drżąc cały.
Agent odpiął surdut i wyjął z kieszeni notes.
— Oto dosłowny tekst rachunku, zapisanego w regestrze, który zresztą jest do rozporządzenia pana sędziego. I przeczytał: „23 stycznia 1859 r. sprzedano hrabie- Henrykowi de Nayle staroświecki brelok roboty włoskiej, wyobrażający leżącego lwa, cyzelowanego ze srebra, trzymającego w szponach szmaragd, stanowiący
Strona:X de Montépin Marta.djvu/308
Ta strona została skorygowana.