breloku, ażeby spróbować wiedzy magnetycznej.
Klaudjusz Grivot, wzruszając ramionami i spojrzawszy na wspólnika, odparł:
— E! mój stary, czy tracisz rozum? Jakto ty, zatwardziały sceptyku, człowieku, co nie wierzysz ani w Boga, ani w djabła, ty mówisz o magnetyzmie.
— Ja wierzę w wiedzę, a magnetyzm to wiedza.
— Wiedza! Chcesz powiedzieć blaga!
— Często, ale nie zawsze. Słowem, boję się, ażeby jaki osobnik jasnowidzący, są one rzadkie, ale się zdarzają, połączony z tym brelokiem, nie przebiegł wszelkich epizodów dramatu w Saint-Ouen i nie wskazał mnie, jako mordercę Ryszarda. I dlatego też chcę zobaczyć się z O’Brienem, żeby go zapytać, czy rzeczywiście można naprowadzić, dokąd kto zechce, myśl uśpionej osoby snem magnetycznym.
— Czy będzie szczery?
— Tak, bo opłacę jego szczerość.
— W takim razie, jeżeli ci nie ukradnie twych pieniędzy, odpowie, że to niemożebne.
— Tem lepiej, bo uczuję się spokojniejszym.
— To dowodzi, że wiara twoja w magnetyzm jest bardzo chwiejna!
— Nikt nie może rozkazać swym wrażeniom, a ja czuję niebezpieczeństwo nad naszemi głowami.
Klaudjusz wzruszył znów ramionami, nie odpowiedziawszy Robert ciągnął dalej:
— Ach! gdyby można odebrać brelok Weronice.
— Nie trzeba na to liczyć. Brelok jest niezawodnie przechowywany w bezpiecznem miejscu.
Strona:X de Montépin Marta.djvu/56
Ta strona została skorygowana.