wiło wyraźnie:
— Interes niezawodnie dobry i podoba mi się.
— No, a jaka cena pani Aubin? zapytał Magloire. Ja z przyjemnością zastąpiłbym katarynkę bufetem.
— Dwadzieścia tysięcy franków. Dwa tysiące przy podpisaniu kontraktu sprzedaży, a potem reszta do zapłacenia w ciągu lat dziesięciu, z procentem tylko po trzy. Czy można dać przystępniejsze warunki?
— Dalibóg nie! zawołał mańkut. A czem ty rozporządzasz, Marjo?
— Dwustoma frankami.
— A ja tysiącem. Czasy są ciężkie. Kiedy będziemy mieli dwa do trzech tysięcy franków gotówką, pomówimy o tem pani Aubin.
Restauratorka miała odpowiedzieć, gdy drzwi od sali otworzyły się z hałasem. Każdy ździwiony obrócił głowę. Na progu ukazał się Vide-Gousset, trzymając się klamki.
— Trochę się spóźniłem, odezwał się głosem przytłumionym. Proszę mi wybaczyć. Potem, zwracając się do Weroniki, dodał: Pani Sollier, widzę panią z prawdziwą przyjemnością. A to zuch z pani. Cieszę się, bo i ja mam serce. A dacie mi państwo miejsce?
Odpowiedział wybuch ogólnego śmiechu.
— A to się zahulał, rzekł jeden z robotników, nie było cię widać przez cztery dni.
— A tak, cztery dni bomblowania, odparł Vide-Gousset, szczególniej wczoraj. Śniadanie w Bercy, obiad u Jansena, a wieczorem wizyta u jasnowidzącej.
Usłyszawszy o jasnowidzącej, Weronika i Klaudjusz
Strona:X de Montépin Marta.djvu/61
Ta strona została skorygowana.