— Lecz pańska jasnowidząca będzie mogła mi dopomódz? Będzie mogła śledzić nędznika, w jakiemkolwiekbądź znajdowałby się miejscu, i wskazać może mi to miejsce?
— To może.
— To każ pan jej to zrobić! Pilno mi pomścić Ryszarda Verniere!
— Dobrze.
O’Brien wszedł na stopnie estrady i zbliżył się do Mariani.
— Trzeba spać! rzekł do wspólniczki, zakreślając dokoła twarzy ruchy magnetyczne. Trzeba spać i widzieć.
Powieki rzekomej jasnowidzącej zadrgały, ale nie opuściły się na oczy. Po upływie dwóch czy trzech sekund wyjąkała słabym głosem:
— Sen nie nadchodzi. Czuję się złamaną.
Magnetyzer oparł jej rękę na czole.
— Śpij! rozkazał.
Przez chwilę zapanowała wielka cisza.
Weronika czekała, przygnębiona, zaledwie oddychając. Marta śledziła z głęboką uwagą wszystkie ruchy magnetyzera i jasnowidzącej.
— Śpij! powtórzył O’Brien.
— Nie mogę, odpowiedziała Mariani tak cicho, że ledwie ją można było dosłyszeć.
Jakkolwiek cała publiczność składała się w tej chwili tylko z niewidomej i dziecka, Amerykanin nie zmieniał nic w układzie zwykłej sceny, dzięki której dowodził najmniej łatwowiernym swej władzy magnetycznej. Ociemniała nie liczyła się wcale, ale dziecko tu było. Dzieci
Strona:X de Montépin Marta.djvu/80
Ta strona została skorygowana.