Strona:X de Montépin Marta.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

wach, jakie nie mogłyby wyjść z ust dziecka w tym wieku, O’Brien szybko skierował się ku niej i badał ją uważnie.
Rzeczywistość przemawiała za siebie i Amerykanin nie mógł się mylić. Mała Marta spała snem hypnotycznym. Słyszała, widziała, jednem słowem była jasnowidzącą, jasnowidzącą, jak było nią niegdyś w Stanach Zjednoczonych pierwsze medium doktora O’Briena, dziewczę z Illinois.
I oto jaka rzecz dziwna stała się w tej sali, gdzie w braku osobnika, rzeczywiście zdolnego podlegać suggestji, odgrywała się codzień zręczna komedja, na którą dawała się brać publiczność.
Podczas gdy doktor, uciekłszy się do klasycznego kuglarstwa ruchów magnetycznych, które, jak się zdawało, żadnego nie dały rezultatu, spróbował energiczniejszego środka, lampy magnezjowej, dla uśpienia fałszywej jasnowidzącej, i gdy ta udawała, że stopniowo, powoli, ulega ogarniającemu ją snowi, Marta uczuła się owładniętą coraz bardziej prądem, który ją unosił, opanowywało ją nieprzeparte odrętwienie, a jednocześnie prąd elektryczny wstrząsał całem jej ciałem.
Bo ona właśnie utkwiła oczy w lampę magnezjową, czuła na sobie jej skutki i spała już w chwili, gdy magnetyzer zapytał Ewę Mariani: Czy śpisz? W ciąga sekund kilku, osłupienie Amerykanina było niewysłowione. Zaledwie mógł oczom swym wierzyć.
Panna Mariani, nie rozumiejąc nic co się dzieje, opuściła swą pozę i patrzała na dziecko, które odpowiedziało zamiast niej.