dziś dość tego, przyjdę innym razem, przyjdę bez niej. Chodźmy, moja droga.
Weronika prowadzona przez dziecko, miała już skierować się ku drzwiom, gdy wtem zatrzymała się:
— Zechciej mi pan oddać klejnot powierzony.
— Oto jest, odpowiedział O’Brien.
I włożył jej do ręki pieczątkę Roberta. Następnie nacisnął dzwonek.
Ukazał się Pomerańczyk.
— Odprowadź panią, rozkazał Amerykanin, i nie wprowadzaj następnego numeru dopóki ci nie każę.
Ewa Mariani znalazła się sama z doktorem.
— To dziecko, rzekł do niej, da nam majątek. Do roku będziemy mieli pieniędzy aż do zbytku!
— Pojmuję twój projekt, ale doprowadzić go do skutku nie tak łatwo!
— Jestem zdania poety francuskiego: Zwycięztwo bez niebezpieczeństw to tryumf bez chwały ! My odniesiemy tryumf pełen chwały! Za chwilę powrócę, czekaj.
O’Brieru powrócił do gabinetu, gdzie zastał Roberta, zgnębionego, leżącego na fotelu. Na widok magnetyzera, podniósł się i poszedł na jego spotkanie.
— Pieczątka? spytał go zdławionym głosem.
— E! co tam pańska przeklęta pieczątka, odparł Amerykanin, wzruszając ramionami. Czyż mogę ją zabrać przemocą? Ślepa musi ją odnieść sędziemu śledczemu, który ją powierzył jej. Gdybym nie zechciał