Strona:X de Montépin Marta.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

piając jej wnuczkę o mało co jej nie zabił. Wątpić zaczęła o tej mniemanej wiedzy, na którą jeszcze w przeddzień tak wielce liczyła, dla odkrycia prawdy. Jednakże nie uznała się za pobitą. Nic nie mówiąc pani Aubin o tem co zaszło w sali porad O’Briena, uprosiła Marję, ażeby ją zaprowadziła do innej jasnowidzącej, która się cieszyła pewnym rozgłosem w Saint-Cloud i w Neuilly.
Za dziesięć franków, jasnowidząca oświadczyła jej, że mordercą jest młody Włoch ośmnastoletni, który potem uciekł do Ameryki.
Zniecierpliwiona pani Sollier wyrzekła się złudzeń co do pomocy ze strony jasnowidzących.
— O pomoc trzeba prosić Boga! pomyślała. Ja nie tracę nadziei. Mordercy sami się wydadzą!
I niewidoma prosiła Marję, ażeby ją zaprowadziła do gabinetu pana Daniela Savanne. Biedna kobieta przyznała się do ujemnego wyniku swych starań i oddała brelok sędziemu śledczemu.
— Biedna pani Sollier, rzekł, widzisz, że miałem słuszność powątpiewać... Pozostaje nam tylko czekać, a więc czekajmy.

VII.

Trzy tygodnie upłynęły od czasu wyjazdu Magloira do Pont d’Ain.
Mańkut uważał sobie za obowiązek pisać do Weroniki i Marta z sercem przepełnionem radością, odczytała babce list donoszący, że matce jego już nie grozi niebezpieczeństwo, i że dzięki Niebu, może się spodziewać jeszcze długich lat życia. Zapowiadając blizki po-