Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

— A, to ty, mój drogi, jak się miewasz? od wieku cię nie widziałem, cóż się z tobą działo?
— Pracuję bardzo dużo! — odpowiedział Maurycy.
— Zawsze w „Niedźwiadku“?
— Zawsze.
— Reporterem tam jesteś?
— Tak, ale oprócz tego zajęty jestem pracą poważną. Pracuję nad dramatem, bardzo oryginalnym, całą noc nad nim spędziłem — dodał łotr cynicznie.
— Wybornie, będziesz miał nasze oklaski, urządzimy ci owację — co się zowie. Powodzenia doznasz wielkiego, ogromnego, tyś dla wszystkich tak sympatyczny. No, ale przecie nie po całych dniach i nocach siedzisz przy robocie.
— Naturalnie, i jeśliśmy się tak dawno nie spotkali, to czysto wypadkowo, ja co wieczór jestem w teatrze.
— A ja już od kilka dni nie byłem. No, wolny jesteś?
— W jakiem znaczeniu? — spytał Maurycy z uśmiechem.
— Ażeby przyjąć zaproszenie na obiad.
— Kiedy?
— Dziś!
— O! do licha jaka szkoda, kochany d‘Arfeuiles — rzekł Maurycy, gryząc wąsy.
— Dlaczego?
— Z największą chęcią przyjąłbym twe zaproszenie, ale dałem już słowo na dzisiejszy obiad i wieczór.
— Założyłbym się że jakiej kobiecie.
— Nie zakładaj się bo wygrasz.
— Ładnej.
— Tak wszyscy utrzymują, i ja także.
— Nowe zwycięstwo.
— Nie, to stara już przyjaciółka.
E! to mniejsza o nią! Porzuć ją dzisiaj do jutra i do nas przyjdź. Zabawimy się, słowo honoru! Zapoznam cię z pewnym młodym Rosjaninem, z którym zabrałem znajmomość w Teplitz, a który teraz przyjechał do Paryża używać wszelkich przyjemności przez dwa czy trzy lata. Zastaniesz tam także barona Paskala de Laudilli, Giovella, Tomeraya i kilku jeszcze bardzo przyjemnych młodych ludzi, oraz bardzo sympatyczne, ładne kobietki. Blankę Topin, Pittę, Lucynę Maguiw, Stewart, czarującą Oktawję.
— Oktawję z ulicy Comartin? — zawołał Maurycy wielce zaciekawiony.
— Tak, ją.
— Napewno wiesz o tem, że będzie?
— Mogę przynajmniej tak sądzić. Przyrzekła. Ty ją znasz.
— Znam trochę wszystkie, te damy.
— Prawda i skromność nie pozwalają ci dodać, że wszystkie da-