lenią wyniosłych drzew od ulicy Ville-d’Eveque, oddzielonego od ulicy Surennes parkanem sześć łokci wysokim.
W parkanie tym, bluszczem prawie w całości zakrytym, znajdowała się mała furtka, zabita okuciem żelaznem i opatrzona ogromnym zamkiem.
Obchodząc ogródek, żeby wszystko dokładnie zobaczyć. Lartigues zauważył tę furtkę i zatrzymał się przed nią.
— Ta furtka jest! — rzekł, podnosząc bluszcz, którego szerokie a lśniące liście stanowiły naturalną zasłonę.
— Tak ale zabita.
— Ba! Ale dlaczego była ta komunikacja pomiędzy tym domem a sąsiadem.
— Dla prostej bardzo przyczyny. Mój pan, właściciel tego pałacyku, w którym poprzednio mieszkał, ma jeszcze drugi dom przy ulicy Ville d‘Eveque. Bardzo naturalnie, kazał wybić tę furtkę, ażeby spacerować po ogrodzie. Kiedy wyjechał stąd, furtkę zabito i to tak mocno, jak pan widzi.
— A w tamtym domu kto mieszka?
— Pani Dubief.
— Któż to ta pani Dubief?
— Nauczycielka. Ma tam pensję dla młodych panien. O! pensja jej bardzo znana i elegancka. Najbogatsi rodzice oddają do niej swe córki.
— Mnie to nic nie obchodzi, bo córek nie mam. Czy, jeżeli się zgodzimy, będę mógł jeszcze dziś się tu sprowadzić?
— A dlaczegoby nie.
— Więc jaka cena komornego? — spytał Lartigues.
— Ośm tysięcy pięćset franków — odpowiedział stróż.
— To drogo.
— O! jak na ceny w tej dzielnicy — to prawie darmo.
— Opuszczą może pięćset franków.
— Na to niech pan nie liczy. Gospodarz jest bardzo bogaty i nie robi żadnych ustępstw.
— Ha! cóż czynić, to dam, ile żądają.
— Muszę pana uprzedzić, że gospodarz zechce spisać kontrakt.
— Myślałem, że z panem można się ułożyć.
— Ułożyć się można, ale nie ostatecznie.
— Gdzie mieszka właściciel?
— W domu Przy ulicy Tronche.
— To chodźmy do niego.
— Chce pan wynająć?
— Tak.
— To mogę zdjąć kartę?
— Może pan.
— Czy nie otworzyć okien dla przewietrzenia.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/108
Ta strona została skorygowana.