przyjaciela, pamiętacie w Melun, tego biednego Fabrycjusza Leclerca, strasznego łotra zresztą, ale pysznego chłopca, ten musi znać się na zbrodniach. Wiecie, państwo, to wielki szyk mieć gilotynowanego kolegę.
Maurycy Vasseur drgnął mimowolnie i twarz mu trochę pobladła.
Z łatwością domyślił się, o czem będzie mowa.
— No, Paskalu, przystąpże już do rzeczy! — zawołał amfitrjon. — Widzisz, że panie się niecierpliwią.
Maleńki baron mówił dalej:
— Zaczynam. Historia tego rodzaju. Piłem poncz rzymski w kawiarni Rozmaitości, i już miałem pójść do was, moi drodzy, kiedy moją uwagę zwróciło kilka wyrazów, wymówionych przez dwóch jakichś facetów, obok mnie siedzących. Zacząłem się przysłuchiwać i zostałem.
— Cóż to było tak ciekawego, o czem mówili?
— O podwójnej zbrodni.
— Gdzie i kiedy?
— W Paryżu, dzisiejszej nocy. Dziś zrana przy ulicy Ernestyny w karecie do wynajęcia znaleziono trupa zabitego człowieka, a w grobowcu pewnej rodziny rosyjskiej na cmentarzu Pere Lachaise zwłoki kobiety, także zamordowanej.
Usłyszawszy to ostatnie zdanie, hrabia Iwan zajęty czułą rozmową z Oktawją, nagle podniósł głowę, a dreszcz przebiegł po jego ciele.
— Na cmentarzu Pere Lachaise! — zawołały, kobiety przerażone.
— W grobowcu! czy być może! — zawołała, wzdrygając się czarująca Oktawja.
— Tak — powtórzył Paskal de Landilly.
— W grobowcu, nieprawdaż, że to zdumiewające?
Maurycy wyglądał na roztargnionego, ale słuchał, zmarszczywszy brwi.
— Zdaje się, powiedział pan, że w grobowcu pewnej rodziny rosyjskiej? — spytał hrabia Iwan.
— Tak.
— Czy panu wiadomo, jak się ta rodzina nazwa?
Paskal potrząsnął głową.
— Nazwiska nie wymieniono — odpowiedział.
— Wiesz co, kochany Paskalu — odezwał się wicehrabia d‘Arfeuille — twoje opowiadanie wygląda na bajeczkę. Zanadto dramatyczne, ażeby mogło być prawdopodobnem.