wiało przyjętym tu zwyczajom.... bo każdy woźnica, zaprowadziwszy konie do stajni, powinien był wyjąć dywanik, często, zabłocony butami pasażera i położyć dla wyschnięcia na kozieł. Otworzywszy drzwiczki stajenny, zajrzał do karetki i odskoczył, krzycząc przenikliwie. W tej samej chwili Wawrzyniec Bienet wychodził z domu, ażeby zrobić ranny przegląd — usłyszawszy ten krzyk, nadbiegł, co tchu i zobaczył stajennego bladego, drżącego, z przestrachem w oczach, opierającego się o słup, aby nie upaść.
— Co ci to, Franciszku? — zapytał go. — Podpiłeś sobie, czy co? To trochę za wcześnie, mój bratku.
Franciszek dławiąc się ze strachu, nie był w stanie ani słowa wymówić.
Zamiast odpowiedzi wyciągnął rękę ku otwartym drzwiczkom. Oczy Bieneta zwróciły się w tym kierunku... Teraz on zbladł wyraźnie, ale więcej zimnej krwi zachowawszy niż stajenny, podszedł i nie odskoczył, lecz nachylił się wewnątrz karetki. Na poduszce w lewym kącie leżało ciało ludzkie sztywne i pokrwawione.
— Kroćset tysięcy djabłów! — wykrzyknął Bienet. — Oczy mnie nie mylą. Człowiek zabity!
Żona gospodarza wyszła na podwórze, ażeby dać kaszy kurom jednocześnie też ukazało się dwóch woźniców, idących do roboty. Usłyszeli oni wszyscy słowa gospodarza.
— Człowiek zabity — powtórzyli wszyscy troje, podchodząc szybko do karetki. — Cóż znowu?
— Patrzcie! — odparł Bienet, wskazując na trupa.
— Trzeba zaraz posłać do cyrkułu na ulicę Dondeville — odezwała się żona.
— I sprowadzić komisarza — wtrącił jeden z woźniców.
— Biegnijcie, co prędzej! — rozkazał Bienet zwracając się do woźniców! Ty Cambonie do cyrkułu, a ty Ryszardzie do komisarza.
— Dobrze panie gospodarzu.
Woźnice prędko się oddalili, ażeby polecenie wypełnić. Żona gospodarza patrzała na trupa z ciekawością, przerażenia pełną.
Czytelnicy darują nam, że przerwiemy w tem miejscu nasze opowiadanie, a zwrócimy się do komisarza policji, znajdującego się na cmentarzu Pere Lachaise.
— Dowiedziałem się od pańskiego posłańca, że podobno idzie tu o zabójstwo, — rzekł komisarz do dozorcy cmentarza.
— Ani sposób o tem wątpić.
— Zabito kogo w grobowcu?
— Tak... krew ofiary przeciekła pod drzwi i podmistrz komisarza Laude‘a wyszedłszy na plecy robotnika, zobaczył przez otwór w ścianie grobowca trupa kobiety... okropne!...
— Za kilka minut dowiemy się co o tem myśleć. Posłał pan po ślusarza?
— Już.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/12
Ta strona została skorygowana.