— Może o dziesiątej z rana.
— Bardzo dobrze.
— Więc już rzecz ułożona.
Albertowi serce zakołatało po raz drugi silniej.
Punkt o dziesiątej przychodził on codzień na lekcje.
Myśl, że znowu zobaczy młode dziewczę, przejmowała go głęboką radością, której nie starał się rozstrząsać.
— Kiedy zaczniemy? — spytała blondynka.
— Chce pani jak najprędzej? — odezwał się Gabrjel z uśmiechem.
— O tak... Może jutro zaczniemy?
— To zależy...
— Od czego?
— Od rozmiarów portretu. Jak sobie państwo życzą, czy to ma być medalion, czy naturalnej wielkości?
— Naturalnej wielkości.
— W takim razie będę musiał zamówić płótno, a gotowe będzie nie wcześniej, niż pojutrze i to jeszcze nie napewno. Jak tylko zobaczę się z mym dostawcą, napiszę do ojca pani i oznaczę dzień na pierwsze posiedzenie, które, jak pani widzi, nie zależy odemnie.
— Byleby tylko pański dostawca nie marudził — szepnęło dziewczę z niecierpliwością dziecięcą.
— Zwykle jest punktualny, ale polecę mu, ażeby się pospieszył. Jeszcze jedno pytanie.
— Słuchamy.
— W jakim kostiumie życzycie sobie państwo, ażeby malowany był obraz?
— Dziewczę spojrzało na ojca, a ten odpowiedział:
— Marja tylko co ukończyła pensję życzyłbym sobie, ażeby na portrecie przedstawiona była w ubraniu pensjonarki, z szarfą niebieską, wskazującą, że jest w klasie wyższej. Siostrze mojej bardzo się podoba w takiej postaci, a kostium ten bardzo jest ładny i gustowny.
— I owszem!
— Pozostaje mi tylko dać panu swój adres, ażeby pan mógł do mnie napisać.
Tłuścioch znowu dobył pugilaresu, tak grubo wypchanego biletami bankowemi, otworzył go i wyjął bilet wizytowy, który podał następnie Gabrielowi Servet.
Artysta wziął go i przeczytał:
Bressoles wstał i młode dziewczę również, myśląs, że ojciec odchodzi.
Ale on, zamiast się pożegnać, przystąpił do stalug, przy któ-