Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

— E! dosyć już, przestań o tem mówić, a ponieważ tu jesteś, skorzystam z tego, aby coś dodać do mego obrazu.
— Przeto, żeby czasu nie tracić, oddasz potem, coś przyniosła panu Albertowi.
— To niedługo potrwa — rzekła Symona z uśmiechem. Pół tuzina obrobionych i poznaczonych chusteczek... oto one są.
Z zawiniątka, które trzymała w ręce, wyjęła chustki, ładnie złożone i przewiązane niebieską wstążką.
— Co ci jestem winien, Symono? — spytał młodzieniec.
— Trzy firanki!
— Trzy franki! Cóż znowu! to za mało!
— Taka zwykła cena, piętnaście groszy za znaczenie chustki, drożej nie płaci się nigdy.
— Ale ja uważam, że to za tanio i nie chcę ażebyś pracowała dla mnie za takie pieniądze, tem bardziej, że to cyfry wspaniałe! artystycznie zrobione, jakby ręką czarodziejki! Weź dziesięć franków i to jeszcze będzie za tanio!
— Ale...
— Nie ma żadnego ale — przerwał jej Albert. — Niedostateczne wynagradzanie pracy kobiecej jest raną społeczną naszej epoki. Pędzel żywi artystę, igła winna żywić szwaczkę. Weźże te pieniądze. Naprawdę sprawisz mi wielką przykrość, jeżeli odmówisz stanie należącego ci się wynagrodzenia.
— O! nie.
— Więc przyjmujesz?
— Cóż mam robić?
— No i doskonale!
Symona wzięła dziesiędofrankówkę, spojrzawszy na Alberta de Gibray ze szczerą wzdzięczinością.
— Kochany mistrzu rzekł Albert do Gabriela — przyszły artysta odbył już swą codzienną pracę. Szkoła prawna wzywa teraz przyszłego adwokata.
— Odchodzisz?
— Czas na prelekcję.
— Idź mój drogi, a ojcu się kłaniaj. Więc do jutra.
Albert uścisnął rękę Gabrielowi, potem młodej dziewczynie, przebrał się i wyszedł.
— A teraz, kochana Symono — rzekł artysta do szwaczki, — zacznij pozować, pół godziny, nie więcej.