Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/134

Ta strona została skorygowana.
XXXVI.

Maurycy Vasseur po kolacji u Brebanta, w licznem towarzystwie, wróciwszy do domu, położył się i natychmiast zasnął.
Spał trzy godziny i niewątpliwie sen jego trwałby jeszcze dłużej — gdyby nieprzerwany został głośnem dzwonieniem.
Kto sumienie ma nieczyste, tego wszystko straszy.
Maurycy zerwał się z posłania, ubrał się naprędce i wyszedł do przedpokoju.
Drzwi od sieni zamknięte były na pust podwójny.
Młodzieniec zawsze przewidywał niebezpieczeństwo, jeśli nie prawdopodobne, to przynajmniej możebne.
W razie, gdyby policja odgadła w nim sprawcę podwójnej zbrodni na cmentarzu Pere Lachaise i przy ulicy Ernestyny postanowił nie oddawać się żywym w jej ręce.
Dlatego należało postępować w ten sposób, ażeby się nie narażać na żadną niespodziankę.
Nie otworzył też drzwi, a tylko zapytał:
— Kto tam?
— Ja — odpowiedział głos kobiecy.
— Co za ja?
— Pańska odźwierna.
— Czego chcecie?
— List!
Na te słowa Maurycy natychmiast drzwi otworzył.
Odźwierna powtórzyła:
— List ten przyniósł listonosz, a ponieważ na kopercie napisano „bardzo pilne“, pozwoliłam sobie pana obudzić.
— I dobrze uczyniliście.
Pani Benoit odeszła, a Maurycy spiesznie zamknąwszy drzwi, rozpieczętował kopertę.
List ten zawierał w sobie tylko te wyrazy, napisane grubemi literami, widocznie zmienionym charakterem:
„Dziś w południe na ulicy Surennes nr. 18 zapytaj pan o kapitanie Van-Broke. Spal pan ten list“.
Zamiast podpisu V i trzy gwiazdki.
— To od Juljusza Termis przemienionego teraz na kapitana, Van-Broke. — rzekł do siebie Maurycy. — Ci ludzie mają, zdaje się — niewyczerpane środki.
Po krótkim monologu tym przeczytał po raz drugi wyrazy i po raz trzeci jeszcze potem.