Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

Przy tych słowach szanowny kupiec z ulicy Roguette zaczął doznawać niepokoju.
U dorożki hrabiego lepsze były konie niż przy jego i jechała też prędzej; wszelako kupiec nie tracił jej z oczu, pomimo zwiększającej się odległości.
Nieprzewidziana okoliczność wkrótce rozwiała jego niepokój.
Pułk piechoty, wracający z przeglądu wojsk u Chateau d‘Eau, nagle zatamował przejazd.
Dorożka hrabiego zatrzymała się, a ta, którą pędziła za nią nadjechała.
— Teraz ją dogoniliśmy — rzekł woźnica, nadchylając się do pasażera.
— Tylko nie daj sobie uciec.
— Bać się nie ma czego, zawsze dogonimy. To numer 2750.
Pułk przeszedł.
Dorożka hrabiego mogła za nim z łatwością podążyć w odległości dwudziestu kroków.

XXXVIII.

Przyjechawszy na ulice Rogemont, hrabia nachylił się ku dorożkarzowi, pociągnął go za płaszcz i dla zwrócenia jego uwagi zawołał:
— Staniem przed Brebantem.
Woźnica dał znak, że słyszał i zrozumiał.
Hrabia pomimo wzruszenia, którego powód czytelnicy niebawem poznają, bynajmniej nie zapomniał, że dziś wieczorem podejmuje swych nowych przyjaciół i że winien zamówić obiad na dwanaście osób.
Dorożka zatrzymała się we wskazanem miejscu.
Młodzieniec wszedł do restauracji.
Handlarz wianków widział wszystko.
— Stańcie tutaj — rzekł do swego dorożkarza. — Mężczyzna — którego ścigam, wszedł do Brebanta! Zaczekajmy!
— Czy proszę pana będę miał czas dać koniom owsa?
— Nie wiem. Konie później sobie pojedzą; musimy być gotowi każdej chwili jechać dalej.
Upłynęło pięć minut, potem kwadrans.
— Łotr nie zapłacił dorożkarzowi, a zatem wyjdzie niedługo — pomyślał sobie kupiec z ulicy Roguette. — Prawdopodobnie zajada teraz śniadanie. Ładuje sobie żołądek ostrygami i spija dobre wina. Racz się złoczyńco. Będziesz miał dzisiaj obiad tańszy na rachunek rządu.