— Czy to prawda? zapytała pani Rosier z rozjaśnionemu oczyma.
— Przysięgam Ci!
— A więc dlaczego nie przyszedłeś?
— Bo nie mogłem.
— Człowiek może wszystko, jeśli tylko chce.
— Chciałem, ale natrafiłem za każdym razem w ostatniej chwili na przeszkody.
— Wierz mi i przebacz, dobra przyjaciółko. Pracowałem wiele dla mego dziennika, a oprócz tego miałem wiele zajęcia w ważnej sprawie.
— W sprawię poważnej?
— W sprawie nadzwyczaj poważnej, która mi prawdopodobnie piękny pieniądz przyniesie.
Podczas tej rozmowy prowadziła pani Rosier gościa do przyjemnej, ogrzanej jadalni, gdzie stół był nakryty.
— Tem lepiej, moje dziecko, tem lepiej! — odrzekła pani Rosier, ściskając powtórnie Maurycego. — Bliższe szczegóły opowiesz mi przy stole — bo przecież u mnie będziesz jadł obiad?
— Mocno nad tem ubolewam, że tego nie będę mógł uczynić!
— Dlaczego?
— Jestem zamówiony — będę jadł z przyjaciółmi u Brebanta.
— I z przyjaciółkami! — dodała pani Rosier, na której twarzy odmalował się pewien niepokój — jeden z tych obiadów, który się do północy przedłuża.
— Bądź spokojną; — odrzekł Maurycy z uśmiechem — będę rozsądnym i wcześnie udam się do domu.
— Obiecujesz mi to uczynić?
— Jak najmocniej.
— Staraj się tę obietnicę wypełnić, kochane dziecko, nie trwoń zdrowia, młodości i siły.
Chociażby człowiek był najzdrowszym — jedna nieoględność może najlepszą konstrukcję zrujnować. Jesteś zmęczonym, wyglądasz mi bledszym, niż zwykle.
Mówiąc to badała pani Rosier z gorączkowę uwagą rysy twarzy młodzieńca, w których się w istocie wielkie znużenie odbijało. W jej spojrzeniu widać było czułość, zakłopotanie, prawie trwogę.
Oczy niby łzami zamglone spoczywały na nim, nie, jak to czynią oczy przyjaciółki, lub siostry, ale jakimi matka spogląda na ukochanego syna. Trzymała ona w swojej rękę obok niej siedzącego młodzieńca i uścisnęła ją łagodnie.
Pani Rosier liczyła, jak to już wspomnieliśmy, czterdzieści pięć lat, wydawała się atoli o kilka lat młodszą. Była ona miernego wzrostu i posiadała jeszcze wysmukłą, gibką kibić. Bujny, kasztanowaty włos okalał wprawdzie nieregularne, ale bardzo delikatnie
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/154
Ta strona została skorygowana.