O wpół do czwartej obie karetki, ażeby nie zwracać uwagi, zatrzymały się na rogu bulwaru i placu Opery.
Agentom dano wskazówki do działania.
Jeden z nich iść miał z członkami sądu do hotelu.
Innych rola polegała na tem, ażeby pilnować okolic hotelu i przybiec na pomoc, jeżeli sygnał ich wezwie.
Letellier naturalnie towarzyszył naczelnikowi policji śledczej.
Ten wszedł sam do kantoru hotelu Wielkiego.
— Łaskawy panie — rzekł do znajdującego się tam kantorzysty — czy macie tu panowie jakiego podróżnego hrabiego Smoiłowa?
Kantorzysta, nie zajrzawszy nawet do księgi, odpowiedział?
— Mamy, młody Rosjanin, bardzo bogaty.
— Czy jest teraz u siebie?
— Zaraz panu powiem.
Kantorzysta nacisnął dzwonek elektryczny, potem przyłożył usta do tuby akustycznej i wymówił kilka słów, poczem nadstawiwszy ucha do drugiej tuby, rzekł głośno:
— Nie. Hrabia Smoiłow wyszedł przed pół godziną.
— Na pewno?
— Z pewnością. Pytałem dyżurnego na piętrze, gdzie hrabia mieszka.
— Bardzo dobrze. Teraz niech mi pan z łaski swojej pokaże książkę, do której panowie zapisujecie podróżnych.
Kantorzysta z widocznem zdziwieniem spojrzał na mówiącego i zawołał:
— A jakie to prawo ma pan zaglądać do książki?
— Jestem naczelnikiem policji śledczej.
— W takim razie muszę się zastosować do pańskiego żądania. Oto książka.
— Niech pan z łaski swojej wyszuka, co napisane jest o tym Rosjaninie.
— Mam.
— Może pan przeczyta głośno.
— Hrabia Iwan Smoiłow, poddany rosyjski. Przyjechał z Petersburga. Papiery w porządku.
— Kiedy tutaj przyjechał?
— Szesnastego grudnia, więc będzie temu tydzień.
— Znałeś pan dawniej tego człowieka?
— Nie.
— Czy nigdy przedtem nie był w Paryżu?
— Przynajmniej nigdy nie stawał w „Hotelu Wielkim“.
— Wie pan, gdzie on jest teraz?
— Jakżeż mogę wiedzieć, kiedy nie wiedziałem nawet, że wyszedł...
— Jak pan sądzi, wróci na obiad?
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/158
Ta strona została skorygowana.