Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

— Chyba, że nie.
— Więc nie jada w tutejszej restauracji?
— Śniadania jada, ale obiadów nigdy.
— A może pan wie, gdzie się on stołuje?
— Nie. Wiem tylko, że wczoraj jadł obiad u Brebanta z przyjaciółmi i wrócił bardzo późno w mocy.
— Pod którym numerem stoi?
— Zajmuje cały apartament pod nr. 53.
— Każ pan mnie tam zaprowadzić.
— Ależ — odezwał się kantorzysta wystraszony.
— Niech się pan o siebie nie lęka — rzekł. — Jest ze mną komisarz do spraw sądowych i działamy z mocy odpowiedniej władzy. Oto rozkaz aresztowania hrabiego Smoiłowa, a ja z mym agentami odbyć mam rewizję w jego mieszkaniu.
— Jestem posłuszny zaraz pana zaprowadzę. Ale to musi być jakieś nieporozumienie, jakaś omyłka.
— Nie sądzę.
— Niepodobna, ażeby hrabiemu Smoiłowi można było coś zarzucić, to dżentelmen prawdziwy, a przytem jaki bogacz!
— Tem dla niego lepiej! Bądź pan przekonany, że niepokoić go nie będziemy, jeżeli ma czyste sumienie.
Kantorzysta znowu trzykrotnie nacisnął dzwonek elektryczny.
Do kantoru wszedł służący.
— Zaprowadź tego pana do mieszkania Hrabiego Smoiłowa, pod numer 53 — rzekł kantorzysta.
I dodał cicho, zwracając się do naczelnika policji śledczej.
— Będę pana prosił, abyście panowie działali w sekrecie tak, żeby się nikt nie dowiedział. Rewizja policyjna, pan sam wie, zawsze sprawia złe wrażenie, zwłaszcza w takim zakładzie, jak nasz.
— Bądź pan spokojny, wszystko odbędzie się po cichu, bez rozgłosu, przyrzekam panu.
— A pana proszę, jeżeli Rosjanin powróci, kiedy będziemy jeszcze u niego, zatrzymać go na chwilę.
— Liczę na pana tem bardziej, że prawdopodobnie mamy do czynienia z łotrem pierwszego stopnia.
— Hrabia Smoiłow łotr!... — przerwał kantorzysta zdumiony.
— Niema wątpliwości — mówił dalej naczelnik policji śledczej — i jeżeli pan umożliwisz mu ucieczkę, staniesz się niejako jego wspólnikiem.
— O! ani sobie życzę. Mój Boże, komu to już teraz wierzyć?
— Proszę — rzekł służący, — zaprowadzę pana.
Wyszedłszy z kantoru, sędzia śledczy zatrzymał się przy gromadce, złożonej z komisarza do spraw sądowych. Letelliera i agenta Jodeleta.
— Nie ma go w domu — rzekł. — Pan Letellier niechaj zostanie tu z Jodeletem, ażeby go poznać, kiedy wróci i ująć, jeżeli będzie chciał uciec.