— Bardzo dobrze — odpowiedział agent.
— A my tymczasem dokonamy rewizji w mieszkaniu tego pana, którego tu bardzo poważają. Nie traćmy czasu. Chodźmy.
Służący zaprowadził naczelnika policji śledczej i komisarza do spraw sądowych pod nr. 53, kazał dyżurnemu koledze na pierwszem piętrze drzwi otworzyć, a sam odszedł.
Po wejściu do apartamentu, przybyli nic podejrzanego nie dostrzegli.
W przedpokoju wisiało rozmaite ubranie.
Naczelnik policji śledczej obejrzał je uważnie, ale nie mógł znaleźć ani najmniejszej plamki krwi.
Obejrzano meble.
Szuflady w stołach były puste.
Dwa duże kufry podróżne stały otwarte.
W jednym a nich leżały ubrania wierzchnie i futra, w drugim bielizna z cyfrą J. S. i koroną hrabiowską.
Ani papierów, ani broni nie było.
Najściślejsza rewizja żadnych nie dała rezultatów.
Naczelnik policji śledczej przywołał dyżurnego.
— Nie wiecie — zapytał — czy podróżny, który tu mieszka, nie oddawał wczoraj lub dziś zrana bielizny do prania?
— Dziś rano dał trzy koszule dzienne, trzy nocne i sześć chustek do nosa. Sam nosiłem bieliznę do praczki.
— Nie zauważyliście, czy na gorsie koszuli lub na rękawach były plamy czerwone, podobne do krwi?
— O! nie! Hrabia Smoiłow zmienia bieliznę codzień. Koszule jego tak czyste są, gdy oddaję je do prania, jak kiedy je na siebie kładzie.
Naczelnik policji śledczej i komisarz do spraw sądowych wrócili do Letelliera Jodeleta.
— Pozwoli mi pan naczelnik zapytać, czy znaleźli panowie jakie ślady? — odezwał się Jodelet.
— Żadnych. Mamy do czynienia, z łotrem, który o wszystkiem myśli i nie zaniedbuje żadnych ostrożności.
— E! ale będzie musiał wszystko wyśpiewać, jak go złapiemy!
Naczelnik spojrzał na zegarek i rzekł:
— Szósta. Nigdy tu nie jada obiadu. Prawdopodobnie nie wróci.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/160
Ta strona została skorygowana.