Operacja ta trwała najwyżej sekundę.
— W drogę! — zakomenderował jeden z żołnierzy.
Hrabia idąc naprzód, a za nim żołnierze — przeszedł niezliczone korytarze i schody, aż wreszcie znalazł się na galerii, przy której mieściły się biura sędziów śledczych.
Otworzyły się drzwi od jednego z gabinetów.
Iwan Smoiłow, którego popchnął naprzód jeden z żołnierzy przestąpił próg.
Był tu już sędzia śledczy de Gibray, i siedział przy stole zawalonym papierami i rozmaitemi przedmiotami.
Pisarz siedział obok przy biurku.
Wszedłszy do pokoju, hrabia zlekka się ukłonił.
Sędzia śledczy bystro spojrzał na powierzchowność obwinionego. Potem wzrok jego zatrzymał się na twarzy człowieka, którego uważał za wielkiego zbrodniarza i którego duszy straszne tajemnice miął wyprowadzić na jaw.
Z twarzy tej bladej nie podobna było nic odgadnąć, wyrażała chłód marmurowy lub żelazny
— Czy znajduję się przed sędzią? — zapytał hrabia z dumną grzecznością.
— Znajdujesz się pan przed sędzią śledczym który, winien pana wybadać, a któremu odpowiadać jest pan obowiązany — rzekł Gibray.
— Odpowiadać i owszem — odrzekł Rosjanin.
— Dla czegobym odpowiadać nie chciał, kiedy nie mam się z czem kryć. Wprzód jednak pragnąłbym się dowiedzieć, jakiem prawem policjanci pańscy ośmielili się aresztować mnie, wtrącić do więzienia i shańbić, okuwszy mi ręce, jak gdybym był złodziejem lub zabójcą!
Póki Iwan mówił, sędzia śledczy nie spuszczał z niego oczu.
Przekonany, że ma przed sobą nikczemnego sprawcę podwójnego morderstwa na cmentarzu Pere Lachaise i ulicy Ernestyny, dziwił się zimnej krwi, a jednocześnie takiemu cynizmowi.
— Moi policjanci, jak się pan wyrażasz — powtórzył, umyślnie kładąc nacisk na tych dwóch wyrazach — wykonali rozkaz, wydany im w imieniu przedstawiciela sądu i prawa.
— Cóż to za przedstawiciele?
— Ja!
W takim razie przed panem skarżyć się będę na ten oburzający postępek, jakiego się dopuszczono względem mnie, cudzoziemca, i to w kraju słynnym z gościnności.
Wczoraj wieczorem aresztowano mnie wśród przyjaciół, zaproszonych na obiad. Ażeby aresztować szlachcica przy takich nadomiar okolicznościach, trzeba mieć poważną przyczynę.
Ażeby postępować z nim, jak ze złodziejem lub mordercą, trzeba go oskarżyć o kradzież lub morderstwo. A mnie o co pan oskarża?
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/168
Ta strona została skorygowana.