i obawiam się, ażeby kiedykolwiek nie naraził nas swą nieostrożnoścą.
Piotr Lartigues wzruszył ramionami.
— Mówiłem ci już i powtarzam — odrzekł potem — że mam do niego najzupełniejsze zaufanie. Pomimo młodości posiada niezwykle zimną krew. Nic go nie może zmieszać, nic go nie wzrusza. To jeden z rzadkich i cennych przymiotów, jakim obdarzeni są wielcy działacze.
— Na widok Maurycego doznaję czegoś nieznanego mi dotąd. Zdaje mi się, że się w nim odradzam. Jakim on teraz jest, takim ja byłem dawniej, a sądzę, żem nigdy nie naraził interesów naszego stowarzyszenia.
— Nie dopisuje ci pamięć, mój drogi. Zapominasz o sprawie Kurawiewowskiej.
— Nie zapominam, ale myślę, że nie mam sobie i w tem nic do zarzucenia. Przewidziałem wszystko, prócz mieszania się tej przeklętej baby, która naprowadziła policję na dobrą drogę.
— Tak, Alme Joubert. Byłeś kochankiem tej kobiety. Ta kobieta o mało cię nie zgubiła, a Maurycego zgubi jego kochanka.
— Czy sądzisz, że się on ze wszystkiego jej spowiada?
— Naturalnie, że nie, ale ty wiesz, jak dalece sprytnemi są kobiety. Dość najdrobniejszej wskazówki, aby się dowiedziały o wszystkiem: ich wyobraźnia pracuje i odgaduje to, co utajone jest przed niemi. Przed chwilą mówiłeś o zimnej krwi Maurycego. Czy mamy, dowód, że się on na nią zawsze zdobywa?
Nie czuję nieufności do tego młodzieńca, — zgadzam się, że się można na niego spuścić, ale prosta roztropność zaleca baczyć na niego.
Pomyśl tylko, że znaną mu jest nasza tajemnica.
Pomyśl, że nieostrożność z jego strony zniszczyć może nasze stowarzyszenie, że będzie dlań zgubą, bo stanie się niemożebną rzeczą pochwycić spadek po Armandzie Dharville który ma nas wzbogacić i uczynić uczciwymi ludźmi, których otaczać będzie ogólne poważanie, przy ich milionach, jednających szacunek u ludzi.
— Obawiasz się nieostrożności z jego strony?
— Otwarcie mówiąc tak.
— Dlaczego?
— Bo wczoraj wieczorem ta zimna krew nad którą się tak unosisz, nie dopisała mu wcale.
— W jakim wypadku?
— Kiedy przyszli aresztować hrabiego Smoiłowa, z pośród jego przyjaciół, Maurycy przestraszył się. Zobaczywszy komisarza i agentów, pomyślał, że przyszli po niego zbladł, zadrżał i gotów się zdradzić, wziął nóż ze stołu ażeby się bronić.
— Albo żeby się zabić! — przerwał Lartigues — Maurycy jestem tego pewien, tysiąckroć wolałby śmierć niż więzienie. Ale skąd że wiesz o tem, co się działo wczoraj wieczorem. Byłeś tam?
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/172
Ta strona została skorygowana.