Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

z brygadierem Fontaignem, którego prędko wiózł stangret Cambonne. Pomimo godziny tak wczesnej, komisarz do spraw sądowych znajdował się w swym gabinecie i porządkował akta w jakiejś sprawie, którą sąd właśnie się zajmował. Zawiadomiono go, że brygadier sierżantów miejskich z dzielnicy La Chapelle pragnie natychmiast z nim pomówić i że przysłany jest przez komisarza cyrkułu z ulicy Ordeneur.
— Niech wejdzie — odpowiedział komisarz.
Brygadier opowiedział po krótce powód przybycia. Komisarz wysłuchał opowiadania z nadzwyczajną uwagą.
— Osobliwsza zbrodnia! — zawołał, kiedy Fontaigne przestał mówić.
— Sprawa będzie prawdopodobnie ciekawa. Zaczekajcie na mnie. Pójdę do naczelnika policji śledczej, który jednocześnie ze mną przyjechał i powiem mu, co się stało. Macie z sobą karetę?
— Jest.
— Na dwie, czy cztery osoby?
— Na dwie.
— To weźcie jeszcze inną, bo może z nami pojedzie naczelnik policji śledczej, podprokurator i sędzia śledczy. Najmniej teraz ze wszystkich zajęty jest pan Paweł de Gibray. Zapewne jego wyznaczę. Ale on nie przychodzi tak wcześnie. Trzeba będzie po niego posłać. Weźcie dwie karetki, prócz waszej. Jedną poślę pana de Gibray.
Fontaigne wyszedł spełnić polecenie, a komisarz udał się do naczelnika policji śledczej i opowiedział mu o tajemniczem zdarzeniu przy ulicy Ernestyny.
Naczelnik policji śledczej, którego nazwisko znane było powszechnie w Pryżu, niskiego był wzrostu, trochę ciężki, zgarbiony, o przenikliwem i głębokiem spojrzeniu z twarzą spokojną i łagodną, po której przesuwał się bez przerwy dobrotliwy uśmiech.
Faworyty miał srebrzysto siwe, jak również włosy. Niezwykle zręczny i przebiegły, pomimo dobrodusznej powierzchowności, niestrudzony nigdy zaprowadził on w paryskiej policji śledczej porządek wzorowy; wybrał do służby swej ludzi odznaczających się, sprytem, śmiałością i uzdolnieniami policyjnemi. Nikt od niego lepiej nie umiał rozplątać nici najbardzej zagmatwanej sprawy i wśród długoletniego zawodu swego doznał niepowodzenia bardzo mało razy.
— Zabójstwie w karecie — rzekł z najspokojniejszą mina, wysłuchawszy komisarza do spraw sądowych. — To bardzo ciekawe.
— Nieprawdaż?
— Musi to być zagadka, którą morderca wyobraża sobie jako niepodobną do rozwiązania.
— A pan ją z łatwością wyjaśni — wtrącił komisarz.
— Spodziewam się.
Do drzwi gabinetu zapukano z lekka.