min ze świetnem powodzeniem i otrzymało dyplomy. — Mogę pana wymienić ze dwadzieścia uczenie, które teraz albo same utrzymują pensję, albo są starszemi nauczycielkami w najlepszych zakładach naukowych. Pensja moja wyżej stoi od innych, śmiało to mogę twierdzić, z dumą uzasadnioną zupełnie.
Czy pojętna jest dziewczynka, o której pan mówisz?
— Pojętna i pilna.
— Będzie u nas wzorową uczenicą.
— A wychowanie religijne?
— Bardzo rozwinięte jest u nas, ale nie do przesady. Wychowujemy uczenice na uczciwe i pobożne matki rodzin.
— Tego właśnie potrzeba. Odpowiedzi pani zadowoliły mnie dotychczas. Pozostaje nam zająć się tylko kwestią hygjeniczną.
— Pod tym względem pensji mojej żadna inna nie dorównywa. Kamienica, którą wynajęłam na pensję, bardzo jest obszerna. Sypialnie mają wyborną wentylację, a w zimie opalane są z łatwością. Ogród rozległy, drzewa duże, rozłożyste, a spacer przyczynia się wielce do fizycznego rozwoju, Jeżeli pan sobie życzy, pokażę panu klasy, sypialnie, pokój jadalny i ogród.
Tego właśnie pragnął mniemamy opat Meriss.
— Jeżeli pani zbyt nie zabiorę czasu — odezwał się — to prosiłbym bardzo. Chciałbym wszystko obejrzeć, ażeby memu parafjaninowi jak najdokładniej opowiedzieć.
— Służę panu. Zaczniemy od klas.
— I owszem.
— Proszę księdza opata.
Verdier poszedł za panią Dubieuf do klas, które jak wszystkie pokoje na pensji ogrzewane były kaloryferami.
Panienki uczyły się przykładnie pod okiem dam klasowych.
Dalej przyszła kolej na sypialnie i pokój jadalny.
Rzeczywiście nigdzie nic nie było do zarzucenia i rzekomy duchowny pochwały też nie skąpił.
Pozostawał do zwiedzenia tylko ogród.
Wiemy, że dla Verdiera to jedynie było ważne, resztę zaś oglądał z musu, jedynie dla lepszego upozorowania.
Pani Dubieuf oprowadzała swego gościa pod stuletniemi drzewami, aż do parkanu, oddzielającego ogród pensji od ogrodu małego pałacyku, w którym mieszkał Lartigues.
I z tej strony mur był opięty bluszczem.
Fałszywy opat bystry miał wzrok.
Z daleka pomiędzy gałązkami spostrzegł, a raczej odgadł furtkę, którą chciał obejrzeć.
Teraz chodziło o to, ażeby się do niej zbliżyć, bez obudzenia podejrzeń. Kilka sekund namysłu podało mu sposób.
— O! to bardzo duży ogród! — rzekł — musi mieć dziewięćdziesiąt kilka łokci długości, a siedmdziesiąt kilka szerokości.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/183
Ta strona została skorygowana.