Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

Obicia gabinetu znikały pod rysunkami jego i akwarelami wszelkiego rodzaju, nacechowanemi prawdziwym talentem.
W chwili, gdy Walentyna Bressoles otworzyła drzwi do gabinetu, gdzie zachodziła bardzo rzadko, Marja była z ojcem.

XLVIX.

— Mamo — zawołało dziewczę, przybiegłszy do Walentyny i całując ją. — Jakaś dobra, żeś do nas przyszła. Dawno wróciłaś do domu?
— Przed pół godziną — odrzekła pani Bressoles, odpowiadając z wyraźną obojętnością na pocałunki, któremi obdarzyła ją Marja.
— Przyszłaś pomówić z nami?
— Z twoim ojcem, tak, moje dziecko.
— O rzeczach jakich poważnych?
— Tak.
— Czyli, że ja nie powinnam być przy rozmowie. Odchodzę, jeżeli jestem tu zbyteczna.
Dziewczę pocałowało ojca i mówiło dalej:
— Pójdę do biblioteki, a kiedy skończycie ze sobą o interesach mówić, powrócę znów tutaj, ale niedługo rozmawiać będziecie?
Czy Marja kochała swą matkę?
Naturalnie, nie powinniśmy na to pytanie odpowiedzieć przecząco.
Marja zbyt miała dobre serce i zbyt zdrowy rozsądek, aby mogła czuć wstręt do Walentyny; wszelako nie ukrywała przed sobą, że ogromna różnica istniała między miłością, jaką miała dla ojca, a przywiązaniem obowiązku, jakie czuła dla matki.
Wiedziała, że ojciec ją uwielbia, a domyślała się, że matka jej nie lubi.
W głębi duszy bolała ją wielce ta obojętność, ale taiła się z tem cierpieniem.
Wyszła, rzuciwszy na ojca spojrzenie, które tak dało się tłomaczyć.
— Skończ rychlej z interesami, ażebym co rychlej mogła do ciebie powrócić.
Były budowniczy kiwnął głową z uśmiechem.
Drzwi się zamknęły za dziewczęciem.
Mąż i żona zostali sami.
Walentyna rzadko przychodziła do męża, którego pokoje daleko od jej się znajdowały. — Dlatego przybycie jej zdziwiło Ludwika.