Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/201

Ta strona została skorygowana.

pliwość ma swe granice, — a pan nadużywasz już mojej. Zuchwalstwa takiego nie mogę dłużej znosić, ani jako członek sądu, ani jako człowiek. Porzuć pan ten swój ton — a jeśli pan uważasz się za niewinnego, dowiedz swej niewinności, a nie, to odeślę pana do więzienia i zaczekam z badaniem, aż się pan uspokoisz. Dla pańskiego dobra radzę inaczej się panu zachowywać.
Iwan zrozumiał, że dla wydobycia się z tego okropnego położenia trzeba poddać się wszelkim jego warunkom.
Usiłował więc zapanować nad sobą, powściągnąć swą dumę i rzekł:
— Niech pan pyta, będę odpowiadał.
— Jak się pan nazywa?
— Iwan hrabia Smoiłow.
— Narodowość?
— Poddany rosyjski.
— Gdzie się pan urodziłeś?
— W Petersburgu.
— Ile pan masz lat?
— Dwadzieścia pięć.
— Rodzice pańscy żyją jeszcze?
Na to pytanie młodzieniec z lekka zadrżał. Oczy stały mu się wilgotnemi. Potrzebował nowego wysiłku woli, ażeby powstrzymać łzy, gotowe z oczu popłynąć.
— Rodzice moi już nie żyją!... — szepnął głucho.
— Gdzie pan zwykle mieszka?
— W Petersburgu.
— Dawno pan w Paryżu?
— Dziewięć dni.
— Gdzie pan stanąłeś?
— W hotelu Wielkim.
— Prosto z Rosji pan przyjeżdża?
— Nie, z Londynu, gdzie dwa tygodnie byłem, a dokąd przyjechałem z Antwerpii. Przedtem podróżowałem kilka tygodni po Szwajcarii i Włoszech.
— Paszport pan ma?
— Mam.
— Dlaczego nie znaleziono go ani przy panu, ani w pańskich kufrach?
— Oddałem go do ambasady rosyjskiej.
— W jakim celu pan podróżuje?
— Dla przyjemności.
— Bogaty pan jest?
Tak.
— Nawet bardzo bogaty?
— O tyle, że stać mnie na wszelkie potrzeby i kaprysy.