nego przyzwyczajenia.
— I do czego pani doszła w swych myślach?
— Do jednego.
— Mianowicie?
— Że ten morderca bardzo niezręczny człowiek.
Wszyscy trzej z ciekawością, łatwą do zrozumienia, słuchali tej kobiety, która się ożywiła, że lada chwilę jej instynkt policyjny weźmie nad nią górę.
Ostatnio wymówione przez nią słowa, były tak niespodziewane, że wszystkich przejęły zdumieniem.
Ledwie uszom swym chcieli wierzyć.
— Bardzo niezręczny! — zawołał sędzia śledczy.
— Naturalnie... znać, że nowicjusz, nigdy człowiek zręczny, ani wykwalifikowany już zabójca nie będzie tak głupi, żeby miał w ciągu niespełna dziewięciu godzin zamordować dwie ofiary jednym i tym samym sztyletem. Podobieństwo ran dowodzi, że zabójca był jeden, ułatwia śledztwo i zbrodniarza pozbawia środków ocalenia.
Sędzia śledczy, naczelnik policji śledczej i komisarz do spraw sądowych zamienili z sobą spojrzenie, które mówiło wyraźnie:
— Ma słuszność... a myśmy o tem nie pomyśleli.
Aime Joubert mówiła dalej:
Wiecie panowie, jaka jest pobudka tej zbrodni?
— Napróżno staramy się odgadnąć — odpowiedział sędzia śledczy Paweł de Gibray.
— Powiedziałem pani i powtarzam, że do dziś dnia, do tej godziny tajemnica pozostaje dla nas niezgłębiona. Błądzimy w ciemnościach. Czy nie zgodzi się pani pomóc nam swemi radami?
— Mam dopomóc panom memi radami! — powtórzyła pani Rosier.
— Albo, co będzie jeszcze lepszem, wziąć całą sprawę w swe ręce — dodał naczelnik policji.
Pan Joubert z uśmiechem spojrzała na dwóch mówiących.
— Prawie od samego początku rozmowy — rzekła — spodziewałam się tej propozycji. Dlatego mnie pan nie zadziwił.
— I cóż pani na to odpowie? — spytał de Gibray.
— Wiecie panowie, co mnie skłoniło przyjąć — a raczej prosić o zajęcie w policji. Kierowała mną żądza zemsty. Miałam nadzieję że oddam panom w swe ręce człowieka, który mnie podwójnie shańbił, uczyniwszy mnie wspólniczka nieznanej mi zbrodni i matką dziec-