Cztery nasze działające osoby opuściły Morgę i udały się do sądu.
Pani Rosier, pogrążona w zadumie, nie myślała o Maurycym, a była już godzina piąta.
Agentka, która w ciągu lat ośmnastu trzymała w ręku przeszło sto spraw, w większej części ważnych, odzyskała teraz cały swój zapał.
Przechodząc od wiadomego do niewiadomego, roztrząsała wszystko, namyślała się, szukała, łamała sobie głowę.
Umysł jej w bezczynności nie stępiał.
Bystry był i pomysłowy tak, jak dawniej i byłej agentce mogło się zdawać, iż nigdy nie rozstawała się ze swemi czynnościami.
Jednakowoż między brwiami jej zjawiła się głęboka zmarszczka.
— Czy panią co kłopoce? — zapytał de Gibray.
— O! i bardzo! — odpowiedziała.
— Cóż takiego?
— Szukam nasamprzód związku, jaki może łączyć hrabiego Kurawiewa ze sprawą, którą się teraz zajmujemy.
— Więc pani tak samo jak ja, utrzymuje, że jest w tem pewien związek.
— Wydaje mi się to niewątpliwem. Gdyby inaczej nie było, to dlaczegoby grobowiec Kurawiewów wybrano na skład tajemniczej korespondencji?
— A mnie zdaje się — rzekł naczelnik policji śledczej — że ludzie szukający miejsca na skład, przypadkowo grobowiec ten wybrali, tem bardziej, że tam nikt nie pochowany.
— A zatem nikt tam nie przychodził — dodał komisarz.
— Zatrzymuję panów na tem — rzekła triumfująco agentka.
— Własne słowa panów stwierdzają słuszność moich domysłów. Tak, zwłoki hrabiny Kurawiew wydobyto przed dwudziestu trzema laty i przewieziono do Rosji. Odbyło się to jednak tajemniczo, ażeby nie zwrócić uwagi publiczności. W ówczesnych dziennikach wcale nie pisano o tem, któż więc znać mógł owe szczegóły?
— To prawda, tylko jeden hrabia Iwan.
— Powtarzam znowu, że osoba hrabiego nie powinna być wcale wmieszana do śledztwa w tej zbrodni! — przerwała pani Joubert dość niecierpliwie. — Młody Rosjanin nie winien, wcale nie winien, wszystko się odbyło bez jego wiedzy. Jest jeszcze drugi czło-