Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

— O, co za szkoda! co za szkoda! — wykrzyknęła agentka płaczliwie. Takeśmy się spodziewali go tu zastać. Mówił nam, że przynajmniej z miesiąc zabawi w Paryżu.
— Rzeczywiście miał pobyć bardzo długo, bo najął numer z wszelkiemi wygodami — rzekł służący, — ale przyszło do niego dwóch mężczyznń, którym wskazałem jego numer i tegoż dnia postanowił odjechać.
— Dwóch mężczyzn — to zapewne ich znajomi, jeżeli to jego przyjaciele — podchwyciła Aime Joubert.
— Nie wiem — odparł służący — nigdy ich przedtem nie widziałem. Był to opat i jakiś młody człowiek.
— Opat — powtórzył Jodelet.
— No wiesz, to jego kuzyn, opat Gulden, proboszcz z ulicy Edvuermoisse — przerwała Aime Joubert, która uważała za rzecz niezręczną okazywać jakiekolwiekbądź zdziwienie.
Mówiła dalej:
— A drugim gościem był młody blondyn, nieprawdaż?
— Tego nie mogę pani powiedzieć; na schodach było ciemno, nie mogłem mu się przypatrzeć, a on tak prędko wbiegł na górę do numeru 17, gdzie mieszkał p. Juliusz Termitt.
— Czy numer ten obecnie wolny?
— Wolny.
— No, to go weźmiemy.
Służący wszedł do kantoru po klucz i mniemanych Belgijczyków zaprowadził na drugie piętro, gdzie znajdował się numer w którym przed dwunastu dniami znajdował się Piotr Lartigues.
Skoro się drzwi za nimi zamknęły, Aime Joubert rzuciła się do biurka i obejrzała wszystkie szufladki.
— Bierz pan ze mnie przykład, panie Jodelet — odezwała się agentka najszczegółowszą odbądźmy rewizję. Trzeba zobaczyć, czy nie zostawiono tu przypadkiem czego ciekawego.
Poszukiwania, pomimo ich całej gorliwości, nie przyniosły żadnego rezultatu. Wszystkie szuflady i wszystkie szafy były zupełnie puste.
— Czy pani przekonana, że ten Juliusz Termitt jest owym człowiekiem, którego pani podejrzewa?
— Tak, zupełnie tak sądzić mogę z tego, jak go opisał służący.
— No, Juljusz Termitt wymknął się nam z pomiędzy palców.
— Rzeczy jego zawieziono na kolej lyońską.
Aime Joubert roześmiała się.
— Stara sztuka, kochany Jodelet — odrzekła — zapewne zawiózł tam rzeczy, a w godzinę później przyjechał po nie i zabrał.
— To prawda.
— Bądź pan spokojny, przekonamy się o tem. Teraz możemy