— Prawdopodobnie — wtrąciła pani Rosier — musiał czasu nie tracić. Niech pan naczelnik przeczyta.
I cóż? — spytała pani Rosier, a głos jej drżał z niecierpliwości.
Naczelnik policji rozpieczętował kopertę i czytał głośno:
„Żadnego paszportu nie wydano w Brukseli na imię Juliusz Termitt. Musi to być osoba zmyślona, bo podaje się za właściciela domu w Brukseli, gdy tu wcale takiego niema. Paszport jest więc sfałszowany“.
— Miałaś pani słuszność! — dodał naczelnik policji.
— Co pani teraz pocznie?
Jeszcze nie wiem. Myśli me pracują. Staram się znaleźć sposób — rozważam... kombinuję. Ale przyjdzie natchnienie i przysięgam panu, że celu dosięgnę.
Agentka pożegnała się i wstąpiła potem do fotografa prefektury.
Tu gotowych już było sto sztuk fotografii spinki od mankiet.
Aime Joubert kazała je natychmiast odesłać do naczelnika policji, ażeby następnie rozdane zostały pomiędzy jubilerów paryskich.
Niezawodnie który z nich pozna tę spinkę i będzie mógł udzielić wiadomości, komu ją sprzedał.
Zbliżała się chwila oznaczonego widzenia się z Jodelełem i Martelem.
Obaj agenci byli punktualni. Z uderzeniem godziny szóstej na zegarze miejskim zjawili się na ulicy Meslay razem choć z przeciwnych stron.
Jodelet był po wiadomości w konsulacie belgijskim.
Paszport na imię Juljusza Termitt wizowany był dnia 8 grudnia — widocznie podrobiony, gdyż nie mógł być wydany w Brukseli, — gdzie wcale nie znano Juliusza Termitt.
Z kolei Martel zdał sprawozdanie z powierzonego mu zlecenie.
Z pustemi wrócił rękami.
W kanale na ulcy Montorgueil poczyniono najstaranniejsze poszukiwania — ale daremnie. — Nie znaleziono nic.
Obaj agenci, będąc zdania, że wszystko jak najgorzej idzie, nie patrzeli na agentkę, ani nawet na siebie.
Pani Rosier wstała.
— Do jutra, moi panowie — rzekła. — W prefekturze o tej godzinie, kiedy przypada zdawanie raportu.
Jodelet i Martel ukłonili się i odeszli. Aime Joubert znowu padła na krzesło i zatopiła się w myślach.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/248
Ta strona została skorygowana.