Ponieważ jednak wyglądał przyzwoicie, ubrany był elegancko, niedługo się wahała i rzekła do służącej:
— Genowefo, weź dzieci, idź do Marcina Girard i powiedz mu, że jeśli jutro piec będzie, przyślemy mu chleb do pieczenia.
Zamiast odpowiedzi, służąca coś mruknęła i odeszła z dziećmi.
— Mówił pan, że chce ze mną pomówić o jakiejś ważnej rzeczy.
— Tak.
— O cóż chodzi?
— O dziecko, które pani powierzone było. Pożądanem byłoby wiedzieć, co się stało z tem dzieckiem.
— O dziecku, które mi powierzono — powtórzyła Klaudyna. — To chyba nie wiele wiem. Tyle ich miałam... Trzeba, ażeby pan naprzód powiedział, które....
— Chodzi mi o dziewczynę, która miała na imię Symona.
— Symona! — zawołała Klaudyna. — Mówi pan o Symonie: O tem małżeństwie, które przyniesiono do mnie wśród okropnej niepogody wieczorem 17 listopada roku 1854?
Twarz gościa zajaśniała radością.
Widzę, że pani ma dobrą pamięć, winszuję tego pani — odrzekł z uśmiechem. — Rzeczywiście 17. listopada roku 1854 wieczorem przyniesiono pani małą Symonę, trzy dni mającą dopiero i oddano ją pani wraz z sumą trzydziestu tysięcy franków.
— Tak było to 17. listopada — odezwała się głosem, w którym starała się zachować spokój.
— Pamiętam tak dobrze — jakby się to stało onegdaj.
— Przyszedłem zapytać panią — odezwał się — co się stało z Symoną?
— O! — odrzekła Klaudyna Charvais. — Już od pięciu lat nic o niej nie wiem.
— Jakto? — wykrzyknął młodzieniec z nagłym niepokojem. — Jakto? Czyżeś pani jej nie zatrzymała przy sobie?
— Nie.
— Ależ przecie dano pani trzydzieści tysięcy franków na jej wychowanie. Za taką sumę można ją było nauczyć rzemiosła jakiego i dać jej gospodarstwo choćby skromne.
— Że dobrze ją wychowano, za to mogę panu ręczyć. Umie czytać, pisać i rachować, jak rejent w Vique-sur-Bresne, nauczono ją szyć, i szwaczką jest, a jaką ani pan sobie wyobrazić nie może.
Ale kto tam da radę z młodemi.
Usłyszawszy od tutejszych dziewcząt, które bywały w Paryżu, że tam wszystko jak najpiękniej i że kto tam raz pojedzie, ten chciałby do końca życia tam pozostać. Dojechała razem z moją córką, a jej mleczną siostrą.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/251
Ta strona została skorygowana.