Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

Przyjechał do Vique-sur-Bresne, dla szukania Symony, której tam jednak nie znalazł a szczególnym trafem, choć napozór dość naturalnym, powziął wiadomość, o pozyskanie której daremnie się starał w Paryżu.
Wycieczka dała mu świetne rezultaty.
Napotkał ślad jednej ze spadkobierczyń, Armanda Dharvilla, której dziedzictwo, składające się z dwunastu milionów, należeć będzie do niego i wspólników, jeśli obie sukcesorki nie dożyją dnia przeznaczonego na podział zapisanego testamentem mienia.
W tejże chwili, służąca powróciła z dzieciakami.
Maurycy pożegnał Klaudynę, znowu jej obiecawszy, że ją niezawodnie zawiadomi o rezultacie swych poszukiwań.
W trzy godziny w Joign wsiadł na pociąg do Paryża. W trzy godziny w Joign wsiadł na pociąg do Paryża.

XVI.

Ulica Fossees-Saint Victoire należy do tych, które jeszcze niezupełnie przekształcono.
I teraz jeszcze w Starym Paryżu znaleźć można takie domy.
Na parterze jednej z wiekowych kamienic istnieje szynczek, z nizkim sufitem i zczerniałemi ścianami.
Szynk ten składa się z trzech pokoi.
W pierwszym gdzie mieści się bufet — siaduje gospodarz Wincety Belavoine, przezwany wujaszkiem zrzędą, za swój miły charakter.
W trzecim pokoju nareszcie dwa tylko stoły podpierały ściany, na których były nawet obicia.
Tu się zbierali „goście z szykiem“, mający więcej groszy i nie chcący się o „prostych“ ludzi ocierać.
Pokój ten, zwał się „gabinetem ministrów“.
Gaz oświetlał każdą izbę, ale bardzo słabo, gdyż wujaszek „Zrzęda“ człowiek oszczędny i ponury do połowy tylko wypuszczał światło.
W chwili, gdy wprowadzamy czytelnika do szynku pod godłem „Doskonała wódka“, mogła być godzina ósma wieczorem.
Wszystkie stoły obsiedli goście rozmaitego gatunku: słomiankarze, gałganiarze, handlarze starzyzny, grajkowie uliczni obojga płci, wogóle klienci z małemi zasobami pieniędzy, a z ogromnym apetytem.
Ratowały ich jednak bardzo niskie ceny u wujaszka Zrzędy.
Przy drugim stole trzech ludzi raczyło się skromniej, rozmawiając z dwoma sąsiadami.
Rozmowa toczyła się nad zbrodnią na cmentarzu Pere Lachaise i czyniono rozmaite przypuszczenia, uzupełniając w ten sposób brak wiadomości w gazetach, które nie otrzymując z prefektury żadnych informacyj, milczały roztropnie.