Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

ślad, gdyż dzienniki dość cierpko już piszą o naszej bezczynności nazywają ją bezsilnością.
W pół godziny później Galoubet i Sylwan Cornu przyprowadzeni zostali do gabinetu naczelnika policji śledczej.
Pierwsze dwa słowa naczelnika policji śledczej były:
— Sylwan Cornu, Galoubet, jesteście wolni! Ale pod warunkiem, którego zapewne sami się domyślacie.
— Którego się domyślamy? — powtórzył Galoubet. — Ba, naturalnie, wiemy, że warunek ten to taki, że mamy być nie zwierzyną, ale myśliwymi. I owszem, to nawet było mojem marzeniem i Sylwana także.
— Tak, panie naczelniku, przyszła nam chęć zostania uczciwymi Ludźmi. Niech wielmożny pan będzie spokojny, nie będzie pan naczelnik tego żałował. Będziemy pomagali. Żaden z dawnych kolegów naszych nie ujdzie, znamy ich i napędzimy w sieci. Górą wojna z dawnymi zbrodniarzami! niechaj drżą wszyscy złodzieje!
Rozmowa ich z naczelnikiem policji śledczej potrwała długo.
Dopiero w godzinę później wyszli z gabinetu, spokojni, zadowoleni.
Życie wydawało im się dobrem, przyszłość widzieli w różowych kolorach i ciągle się macali po kieszeniach, w których spoczywało sto franków, jako zaliczka na rachunek pensji.
Niezmiernie byli uradowani, że stali się „ze zwierzyny myśliwymi“.
Znaczną nagrodę przyobiecano temu z agentów lub ich pomocników, przy współdziałaniu których nastąpi aresztowanie sprawcy morderstwa na cmentarzu Pere Lachaise i na ulicy Montorgueil, albo jego wspólnika.

XXII.

Na drugi, dzień po powrocie do Paryża poszedł Maurycy wprost na ulicę Suresnes, gdzie oczekiwać mieli z niecierpliwością jego powrotu kapitan Van-Broke i opat Meriss.
Rzeczywiście dwaj stowarzyszeni znajdowali się tam...
Verdier dnia tego nie miał na sobie kostiumu opata.
Wyglądał na bardzo uczciwego starego mieszczanina.
— No, kochany nasz przyjacielu! — zawołał. — Cóż przywozisz? Podróż była pomyślna?
— Nie mam co narzekać! — odrzekł Maurycy, — bo dwóch zajęcy ubiłem od razu, szukając Symony, znalazłem Bressolów.
— No, jeżeli tak, to wszystko idzie cudownie — rzekł Verdier — dość piękną Oktawie wypytać zręcznie tak, żeby nie obudzić w niej żadnego podejrzenia i niewątpliwie destanie nam się adres Symony.