Był to początek maskarad w sali nowej Opery.
Cały Paryż chciał być na tej maskaradzie i loże sprzedawano bardzo drogo.
Maurycy zapłacił trzydzieści luidorów za lożę.
W sobotę zaraz po północy młodzieniec nasz ubrał się w czarne domino z zieloną wstążką i udał się do Opery.
Tu już znajdowali się Lartigues i Verdier.
Obaj łotrzy mieli na sobie takie same domina, jak i Maurycy.
Odmiennego tylko koloru wstążki na każdem ramieniu pozwalały jednego od drugiego odróżnić. Zeszli się wszyscy trzej.
— Przyjechała już? — zapytał Maurycy.
— Nie, przynajmniej nie widzieliśmy różowego domina z białemi wstążkami.
— Rozejdźmy się i przypatrujmy. Co pół godziny zejdziemy się tutaj, a jeżeli napotkacie domino różowe, zaraz dacie mi znać.
— Dobrze.
Tłum przepełniał schody, korytarz i loże. — Orkiestra pracowała zawzięcie. Rozlegały się głośne dźwięki instrumentów. Kłęby kurzu unosiły się pod żyrandole, płonące oślepiającym blaskiem gazu. W jednej z framug stała nieruchomo z dworna zamaskowanymi mężczyznami w stroju „doktorów molierowskich“, kobieta w czarnem dominie z czerwoną wstęgą na ramieniu.
Dwaj ci mężczyźni nie opuszczali jej, jakby cień, gdy ona tymczasem oczami, błyszczącemi w otworach maski, patrzała na tłum, snujący się wszędzie.
Zobaczywszy, że czarne domino z zielonemi wstążkami rozmawia z dwoma dominami o różnokolorowych wstążkach, drgnęła i rzekła do siebie cicho:
— Ten młody człowiek zupełnie podobny do Maurycego. Czy to nie on?
Nasi czytelnicy poznali w niej panią Rosier. Dwoma towarzyszącymi jej doktorami molierowskimi byli nowi agenci Sylwan Cornu i Galoubet, bardzo zdumieni tym nieznanym dla nich widokiem; pomimo jednak zdumienia tego bardzo uważni na wszystko.
Przecisnąwszy się przez tłum, wszedł Maurycy do swej loży.
Czarne domino z różnokolorowemi wstążkami, którem był Lartigues, zbliżyło się do niego.
— Przyjechała! — szepnął Maurycemu do ucha.
— W chwili, kiedym ją zobaczył, otwierano jej lożę przy scenie po prawej stronie.
Maurycy, przecisnąwszy się wśród tłumu ż wielką trudnością, skierował się ku wskazanemu miejscu.
W chwili, gdy tam dochodził, Oktawja opuszczała już lożę.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/268
Ta strona została skorygowana.