— Tak!
— I chcesz pan sto luidorów wygrać!
— Chcę wygrać głównie dla satysfakcji, bo jestem bogaty i jeżeli dzięki pani wygram, zamierzam prosić panią, ażeby mi wolno było podzielić wygraną pomiędzy nami.
Piotr Lartigues tak mówi, Joubert powtarzała sobie w myśli.
— To on! To niezawodnie on! Niepodobna, ażeby dwóch ludzi miało jednakowy głos, a jego głos nie zmienił się po latach dwudziestu trzech.
Lartigues pytał dalej:
— I cóż zgoda? Wygrałem, podzielimy się.
Wszystko zawisłem było od Aime Joubert od przedłużenia rozmowy.
Kto wie, czy który agent nie przyjdzie jej niespodziewanie na pomoc, jeśli skorzysta na czasie? W tym celu zapytał:
— No, przypuśćmy, żeś pan wygrał, ale kto tego dowiedzie?
— Pani zapewne nie — odpowiedział Lartigues.
Agentka potrząsnęła głową.
— Moje zapewnienie niczego jeszcze nie dowiedzie. Pański przyjaciel ma prawo nie wierzyć memu słowu i zażądać innych dowodów.
— No, to zdejm pani maskę, weźmiemy za pośrednika pierwszego, kto się pani ukłoni.
Aime Joubert wzruszyła ramionami.
— Szalona propozycja! — rzekła.
— Czyż pan rzeczywiście przypuszczasz, że przyjechawszy tutaj śledzić mego męża, zgodzę się na zdjęcie maski przed pierwszym lepszym; zresztą zakład pański jest tylko pozorem, który mnie jednak nie wyprowadzi w pole.
— Pani mnie podejrzewa? — spytał Lartigues zdumiony wielce.
— Że mnie pan namawia po to zdjąć maskę, ażeby się dowiedzieć, czy młoda jestem i przystojna.
— Pewny jestem, że naprzód odgaduje.
— Co za dowód
— Serce moje bije przy pani silniej, a tegobym nie doznał, gdy byś pani była brzydką; takie wrażenia nigdy mnie jeszcze w życiu nie zawiodły.
Agentka wybuchła śmieche...